wtorek, 11 listopada 2014

CHAPTER 15

Siedziałem pod drzewem. Nie było to zwykłe drzewo. Nie wiem co było w nim nadzwyczajnego, ale coś było. Może to ta odczuwalna lekkość? Czułem się, jakbym siedział na chmurze. Nagle ziemia pode mną zaczęła się zapadać. Z każdą sekundą temperatura gwałtownie narastała. Mimo to, w ogóle się nie bałem. Przeciwnie - odczuwałem coś w rodzaju ekscytacji. W końcu razem z ową ziemią znalazłem się w ciemnym pomieszczeniu. Teraz czułem lęk. Na dole był ktoś jeszcze, ale przez słabe oświetlenie nie rozpoznawałem kto to. Podszedłem nieco bliżej. To Kylie! Miała zaklejone usta i ręce przywiązane do słupka pod ścianą. Podbiegłem do niej i odwiązałem sznur, po czym odkleiłem taśmę. Dziewczyna zaczęła nierówno oddychać. Czekałem, aż jej oddech choć trochę się uspokoi i będzie w stanie coś wymówić. Zaczęła cicho nucić piosenkę, którą zaśpiewałem jej wtedy, w klinice. Nieświadomie się uśmiechnąłem. Objąłem ją, a ona wtuliła się w mój tors.
- Gdzie my jesteśmy i co tu się dzieje? - spytałem po chwili.
- Nie wiem. Pamiętam tylko, że się obudziłam. Od początku byłam związana.
- A jak długo tu jesteś? - zadałem kolejne pytanie.
- 3 miesiące? Może nawet więcej... - odpowiedziała bez przekonania. - Codziennie dostaję szklankę wody i kromkę chleba. Od czasu do czasu na 5 minut ziemia się rozstępuje i mamy trochę słońca.
- Mamy? - popatrzyłem na Kylie.
-Tak. Były tu ze mną jeszcze 3 osoby. - rzekła bardzo cicho, jakby bała się, że ktoś nas usłyszy.
- Jak to były? - z każdą chwilą rozumiałem coraz mniej.
- Odwodniły się. - odpowiedziała z udawaną obojętnością. - Na moich oczach...
- Teraz jesteś sama?
- Byłam. - podkreśliła. - Teraz jestem z tobą. - jeszcze mocniej przycisnąłem ją do siebie. Siedzieliśmy tak jakiś czas. W końcu usiadłem kawałek dalej pod ścianą. To był błąd, gdyż ziemia pode mną się zapadła. O CO TU DO CHOLERY CHODZI? Tym razem spotkałem Michael'a ze znudzoną miną bawiącego się kciukami.
- Co ty...? I co Kylie...? O co...? - wydukałem.
- Dokończysz którekolwiek z tych pytań? - obdarzył mnie krótkim, bezuczuciowym spojrzeniem. Tak, jakby był martwy...
- Co ty tu robisz?
- Nie uwierzyłeś mi w sprawie z Irwin'em. No popatrz, ty straciłeś wszystkich, ja również. Z twojej winy kretynie...
- Co tu się dzieje? Czemu co chwilę wpadam do jakiejś głupiej dziury i was spotykam?! - zignorowałem poprzednią wypowiedź chłopaka i zacząłem krzyczeć. Po chwili sprecyzowałem, bo skąd Clifford może wiedzieć kogo poza nim mam na myśli mówiąc: "WAS". - Chodziło mi o ciebie i Kylie.
- Wiem przecież. - odparł, jakby to było dla mnie oczywiste. - Byłem z nią na górze.
- Jak to możliwe? Przecież ona mówiła, że owszem, były z nią jeszcze trzy osoby, ale podobno się odwodniły.
- Tak, to prawda. Trafiliśmy na następny etap.
- Jaki etap?! - zadałem kolejne pytanie, ale nie doczekałem się odpowiedzi, gdyż kolejny raz powtórzyło się to samo. Tym razem trafiłem na Lizzy. Była bardzo blada, a jej oczy wydawały się podbite, ale kiedy podszedłem kilka kroków bliżej okazało się, że są podkrążone z niedospania. Przez chwilę wpatrywałem się w nią nic nie mówiąc.
- Czemu tak na mnie patrzysz? - spytała cicho drżącym głosem.
- Tak po prostu. - odpowiedziałem. - Co ci się stało?
- Po odkryciu Kylie wszystko się pokomplikowało. Nie rozmawiałam z nią, Michael'em, Calum'em, ani z tobą. Miesiąc później zginął mój ojciec. Nie miałam kontaktu z żywą duszą. W końcu nie wytrzymałam i popełniłam samobójstwo.
- Jesteś martwa? - wypaliłem zaraz po wysłuchaniu opowieści dziewczyny. Mogłem być bardziej delikatny, ale już trudno.
- Tak. Wszyscy, których do tej pory spotkałeś są. - odpowiedziała Lizz beznamiętnie.
- Co to za miejsce? - zadałem następne pytanie. Wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. Jedyne, co jestem w stanie ci powiedzieć to to, że ustaliłam, że znajdują się tu poszczególne etapy. Pierwszy jest dość skomplikowany, bo nie żyjesz, ale nie do końca. Niby umarłeś, ale dopiero dostając się do drugiego etapu giniesz na prawdę. W drugim nie dzieje się tak naprawdę nic. Po prostu czekasz. Natomiast w trzecim nie masz dostępu do jakiegokolwiek światła, nie dostajesz ani jedzenia, ani picia. Z każdym kolejnym etapem jest coraz cieplej, jak już pewnie zauważyłeś, a tutaj jest wręcz lodowato. Nie da się spać właśnie przez to, że jest tak zimno. - zdziwiłem się ostatnimi słowami Lizzy, bo ja nie odczuwałem zimna. Czułem gorąco.
- Jest jakiś następny "poziom"?
- Myślę, że tak, ale skąd mogę mieć pewność... - odpowiedziała, a ja odczułem, że jestem nieco niżej, niż przed chwilą. Świetnie, powtórka z rozrywki... Pojawiłem się na dole. Tym razem gorąc to mało powiedziane. Tam wręcz wrzało! Nie widziałem nikogo. Czyżby pomieszczenie przygotowane specjalnie dla mnie? Ale... Ja przecież żyję. Prawda? Moje ciało zaczęło panikować. Nagle usłyszałem znajomy śmiech, który należeć mógł tylko do jednej osoby.
- I jak się podobała wycieczka? - spytał drwiąco Ashton.
- To ty mnie tu wysłałeś? Nienawiść do mnie to jedno, ale zniszczyłeś życie niewinnym osobom!
- Mylisz się Hemmings. To ty je zniszczyłeś. Ja tylko dokończyłem to, co ty zacząłeś. - jego słowa dały mi do myślenia. W końcu miał trochę racji. Gdybym uwierzył Michael'owi, nic by się z nim nie stało, ale pojawienie się tu Lizzy i Kylie wcale nie było z mojej winy.
- Po co mnie tu ściągnąłeś?
- Chciałem cię tylko ostrzec. Możesz jeszcze wszystko odkręcić.
Obudziłem się cały zalany potem. Włączyłem wyświetlacz w telefonie w celu dowiedzenia się, która godzina. 3:47. Odetchnąłem głęboko i wyszedłem z łóżka. Pokierowałem się do kuchni i nalałem sobie szklankę wody mineralnej. Z mojej sypialni dobiegł dźwięk przychodzącego SMS'a. Byłem pewny, że to Ashton, bo tylko on dzwoni lub wysyła wiadomości o tej porze. Powoli odstawiłem puste już naczynie i wszedłem do pokoju. Podniosłem telefon z szafki nocnej i odblokowałem ekran. Numer prywatny. "Jesteś taki głupi... Dzięki tobie Parker ma mało czasu."
_______________
Jak wam minął tydzień?
Co to się teraz dzieje... Jak myślicie, o co chodzi w końcówce? Na co zostało Kylie miało czasu? Czekam na wasze teorie :)
Jestem zadowolona z tego rozdziału. Pisałam go na angielskim, ale ciii :P
Misie, proszę, komentujcie! To dla mnie bardzo ważne.
Coraz bardziej przekonuję się do pójścia do sklepu w piżamie, więc może coś z tego wyjdzie. Już aż 8700 wyświetleń! Minęło to niesamowicie szybko, bo to fanfiction piszę dopiero od połowy lipca! Dziękuję wam wszystkim i życzę miłej niedzieli.
ilysfm x

CHAPTER 10

* oczami Luke'a *

Nie wiedziałem czy mam ufać Calum'owi. To może być cel Ashton'a. Nasłać go na mnie, żebym uwierzył w niewinność Cal'a, a ten w tym czasie będzie relacjonował, albo coś mi zrobi. Z drugiej strony Hood nie umiał kłamać. Czasami po prostu zdarzały się wyjątki. Nie miałem pojęcia co myśleć, ale brunet musiałby mieć strasznie nudne życie i niezrównoważoną wyobraźnię, żeby wymyślić taką historię.

* oczami Kylie *

Minęło już pół godziny. Cały ten czas spacerowałam korytarzem tam i z powrotem. Myślałam nad ostatnimi słowami Cheryl. "Uważaj na niego... Uważaj na niego...". Jej słowa błądziły w mojej głowie. Zastanawiałam się kogo miała na myśli. Nikt szczególny nie przychodził mi do głowy. Poza Calum'em wszystkich w klinice znałam już od kilku tygodni. Nie. Wątpię, by mógł mi coś zrobić. Był bardzo miły. Pytanie "O kim mowa?" strasznie mnie nurtowało... Nie wiem, czy kiedykolwiek rozwikłam tą zagadkę, ale mam nadzieję. Uznałam, że na dziś koniec przemyśleń i poszłam do pokoju Luke'a. Już 19.00, powinnam wyjść na kolację. Lizzy teraz pewnie będzie zajęta Mikey'em, więc nie będę jej przeszkadzać. Zapukałam do drzwi. Po kilku sekundach Lukey był już przy drzwiach, jakby właśnie na kogoś czekał. Bez słowa wpuścił mnie do środka zamykając ostrożnie drzwi. Na jego łóżku spostrzegłam ciężko oddychającego Calum'a. Wydawał się czymś mocno wstrząśnięty.
- Nic ci nie jest? - zapytałam nieco zdziwiona jego postawą.
- Nie! Wszystko się wali! - wykrzyczał, jakbym go czymś mocno uraziła. Odwróciłam wzrok na blondyna i podniosłam pytająco brew. Westchnął, wziął mnie za rękę i poprowadził za drzwi.
- Więc? Co mu jest? - zadałam pytanie dalej zdezorientowana zachowaniem Hood'a.
- On i Cher kiedyś byli sobie bliscy. Teraz przeżywa załamanie nerwowe. - szczęka mi opadła. Nie wpadłabym na to. Teraz to, że Cheryl mówiła o Calum'ie stało się jeszcze bardziej prawdopodobne. Nie wiedziałam co powiedzieć. Po kilkudziesięciu sekundach milczenia w końcu się odezwałam.
- Nie spodziewałam się. - odparłam powoli.
- Ja też nie... Ale obiecałem mu pomóc. Zamieszka z nami. Będzie spał na kanapie.
- Ufasz mu? - zapytałam. - W końcu przyjechał dopiero wczoraj.
- Tak naprawdę, to kiedyś był moim przyjacielem.
- Zerwaliście kontakt? - chłopak pokiwał głową. - Dlaczego?
- Powiedzmy, że doszło do małej sprzeczki. - odpowiedział. Postanowiłam się nie wtrącać. - To jak? Idziemy na tą kolację? - dodał po chwili.
- Przecież trzeba się nim zająć. - przejęłam się.
- Nie martw się, poradzi sobie. - zapewnił mnie chłopak. - Dobrze go znam.
- Niech ci będzie. - przewróciłam oczami. Luke wziął mnie za rękę i pociągnął w stronę stołówki.

~*~

Michael'a i Lizzy nie było na posiłku. Od razu po zjedzeniu udałam się do pokoju. Weszłam i zobaczyłam ich wtulonych w siebie i oglądających jakiś film. Po krzykach, które wydobywały się z głośników laptopa zorientowałam się, że to horror.
- Może wybralibyście się na kolację? - powiedziałam szukając książki w torebce. Zawsze, kiedy potrzebowałam oderwać się od rzeczywistości sięgałam po lekturę. Ostatnimi czasy zdarzało się to dość często, gdyż bardzo dużo myślałam. Zupełnie niepotrzebnie. Żadne z nich nie odpowiedziało. Postanowiłam ponowić pytanie, ale nie zwracali na mnie uwagi. W końcu szybkim krokiem podeszłam do nich i wykrzyczałam Michael'owi moje pytanie zadane wcześniej 2 razy.
- Ciszej. Nie musisz tak wrzeszczeć. - powiedział odrywając na chwilę wzrok od ekranu. - Ustaliliśmy, że dzisiaj nie idziemy na kolację. Lizz, zarówno jak i ja nie jesteśmy głodni.
- Jak chcecie... - podniosłam ręce w geście poddania się i wróciłam do poprzedniej czynności. Kiedy w końcu znalazłam długo szukaną książkę, od razu padłam na łóżko szukając strony, na której wcześniej skończyłam. 

~*~

Nie wiem nawet kiedy zakończyłam całą opowieść. Porozglądałam się dookoła. Michael'a nie było, Lizzy spała, a jedynym światłem jakie rozjaśniało ciemność była moja lampka nocna, przy której czytałam. To wręcz nienormalne, że książka wciągnęła mnie do tego stopnia. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu oznajmujący, że zbliża się 5 nad ranem. Już nie zasnę, ale bez różnicy; jestem przyzwyczajona. Kiedy mieszkałam z tatą rzadko kiedy spałam. Bałam się, że może mnie skrzywdzić. Po alkoholu zupełnie tracił świadomość. Kiedy przeprowadziłam się do własnego mieszkania 6 miesięcy temu nie umiałam spać z innego powodu. Mieszkałam w małej kamieniczce. Piętro niżej mieszkała jakaś grupka 15-latków urządzających sobie co nocne imprezy. Ostrzeżenia od policji nic nie dawały, a oni nie mieli powodów by ich zamknąć. To nie jest na tyle poważne wykroczenie. Postanowiłam jeszcze raz przestudiować ostatnie słowa Cheryl. "A może dopiero kogoś poznasz? Może ona wiedziała, że ten ktoś będzie niebezpieczny?". "Może mówiła to nieświadomie? Przed śmiercią nie myślała racjonalnie?". Moja podświadomość podrzucała wszelkie możliwości, jakby nie chciała uwierzyć w fakt, że to prawdopodobnie Calum jest "tym złym", choć wszystko na to wskazywało. Wydawał się dość tajemniczy. Nawet Luke zastanawiał się co mi powiedzieć, gdy o niego zapytałam. Jakby chcieli coś ukryć. Jeśliby popatrzeć na to z innej storny, to był bardzo pogodny i miły. Nie wiem jak to zrobię, ale za wszelką cenę muszę dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Schodząc z tematu chciałabym również wiedzieć czemu ostatnimi czasy Cher tak często spotykała się na osobności z Mikey'em. To pytanie też dość często gościło w mojej głowie mimo, że ta sprawa jest jedną z najmniej ważnych jakie mogłyby przyjść mi na myśl. Powinnam skończyć przejmować się rzeczami, które nie powinny zupełnie mnie obchodzić. Wpadłam na genialny pomysł i wiem nawet jak i kiedy wprowadzę go w życie. Wyjrzałam przez okno. Było już jasno. Sięgnęłam po telefon.
- 7.18. - odczytałam na głos, westchnęłam i wyszłam spod kołdry. Ubrałam rzeczy przygotowanie poprzedniego dnia, czyli czarne rurki i mój ulubiony biały sweter z czarnym napisem "PEACE & LOVE", a do tego białe trampki. Następnie udałam się do łazienki umyć zęby, poczesać się i nałożyć w miarę delikatny makijaż. Wszystkie te czynności wykonałam w 20 minut.
- Lizzy, czas wstawać! - krzyknęłam z łazienki. Dziewczyna spadła z łóżka, a ja wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem.
- Dzięki. - powiedziała ironicznie masując obolały łokieć, na który przełożyła największy ból.
- No przepraszam. - wydusiłam próbując przestać się nabijać. - Ale twoja mina była bezcenna...
- Śmiej się, śmiej... - wstała. - Poczekasz na mnie? Zaraz będę gotowa.
- Jasne. - uśmiechnęłam się, a dziewczyna weszła do łazienki. Odwróciłam się i zdałam sobie sprawę, że ostatni raz widzę to miejsce. Byłam tu może miesiąc, ale zdążyłam się przyzwyczaić. Moje uszy zarejestrowały dźwięk pukania roznoszący się po całym pokoju. Podeszłam do drzwi i otworzyłam. To Eric.
- Dzień dobry, przyszedłem po wasze rzeczy. - powiedział. Wskazałam walizki w kącie przy moim łóżku.
- Możesz chwilkę poczekać? - dodałam pośpiesznie, kiedy już miał je wynosić. - Muszę spakować jeszcze kilka rzeczy z łazienki. Teraz nie mogę, bo Lizz się ubiera.
- Nie ma sprawy. Przyjdę, kiedy będziecie na śniadaniu. Wasze torby znajdziecie przy gabinecie Adison. - wyszedł z pokoju. Ułamek sekundy później obok mnie pojawiła się moja przyjaciółka.
- Wydaje mi się, czy słyszałam Eric'a? - zapytała obojętnie.
- Nie, nie wydaje ci się. - odparłam. - Spakuj ostatnie rzeczy. Zaniesie nam walizki pod gabinet Adison. - powiedziałam i obydwie zabrałyśmy się za pakowanie szczoteczek do zębów.

~*~

Po śniadaniu jeszcze chwilę rozmawiałyśmy z Drake'iem, Ellie i Andy'm. Raczej już się nie spotkamy, więc to ostatnia okazja, żeby pogadać. Luke i Michael nie zjawili się w stołówce. Pomyślałam, że po prostu nie są głodni. Naszą konwersację przerwała Adison, która poprosiła o to, żebyśmy poszli prosto do jej gabinetu. Jak powiedziała, tak zrobiliśmy. Niemal równo wstaliśmy od stołu i podążyliśmy w kierunku miejsca spotkania. Reszta ciągle zażarcie dyskutowała, ale nie wiedziałam nawet o czym, bo o moje uszy obijało się co 3 słowo. Wspominałam wszystko co się tu wydarzyło. Przez jeden miesiąc zyskałam najlepszego na świecie chłopaka i dwie przyjaciółki, z czego jedną straciłam. Byliśmy już bardzo blisko wyznaczonego pomieszczenia. Zauważyłam Mikey'a i Luke'a wychodzących z gabinetu. Trochę się zdziwiłam, ale jednocześnie zaciekawiłam tym, co tam robili. Tak, moja największa wada. Nadmierna ciekawość. Chciałabym coś z tym zrobić, ale nie potrafię. 
- Dobrze, że już jesteście. - ciepło uśmiechnęła się kobieta, która znajdowała się jeszcze 5 minut temu w stołówce. - Chciałam wam tylko przekazać, że będzie mi was brakowało. Związałam się z wami. Z jednymi bardziej, z innymi mniej, ale jedno jest pewne. Będę za wami tęsknić. Przejdźmy do spraw organizacyjnych. Za 10 minut przyjedzie kierownik kliniki, do której trafią Andy i Ellie. Przed chwilą dowiedziałam się, że Luke i Michael będą mieszkać z Kylie, Elizabeth i Calum'em. Swoje sprawy załatwiajcie między sobą. Po Drake'a przyjedzie jakiś kolega, Max. Dziękuję za uwagę. - dokończyła Adison i przytuliła każdego z nas osobno. Później podeszłam do mojego chłopaka. Razem za mną podążyli Hood i Grant.
- Dzień dobry kochanie, jak się spało? - spytał wsadzając za ucho kosmyk włosów opadający mi na twarz.
- Nie umiałam zasnąć, ale nic mi nie jest. - obdarzyłam Luke'a szczerym uśmiechem.
- Na pewno? - przytaknęłam. - W takim razie chodźmy do auta. Volvo Cal'a stoi przed budynkiem. - odrzekł i razem z chłopakami zaczęli zanosić nasze rzeczy do samochodu. Poprawiłam torebkę i spojrzałam na Lizz ostatni raz patrzącą w głąb korytarza.
- Idziemy? - zapytałam.
- Tak. - odwróciła się.
- Będzie brakować ci tego miejsca?
- Częściowo tak. Poznałam tu wiele osób, które polubiłam, ale i kilka nie specjalnie miłych i entuzjastycznych. - odpowiedziała. Pokiwałam głową w geście zrozumienia. Lizz wsiadła do auta, a ja zaraz za nią. Po chwili znajdowali się w nim też Clifford, Hemmings i Hood. Mike siedział z tyłu, obok mojej przyjaciółki, Luke na miejscu pasażera z przodu, a Calum prowadził. Póścił w radiu jedną z rock'owych stacji radiowych. Zaczęłam nucić pod nosem lecący z głośników utwór Going To Hell zespołu The Pretty Reckless. Nie mam zielonego pojęcia kiedy, ale w pewnym momencie zauważyłam, że już wszyscy śpiewamy ową piosenkę. Świetnie się bawiliśmy i na chwilę każdy z nas zapomniał o tragedii, która niedawno się wydarzyła. W ten sposób minęła nam cała podróż. Wykonywaliśmy wszystkie piosenki po kolei.
- Jesteśmy na miejscu. - oznajmił Calum wychodząc z samochodu. Luke podbiegł do drzwi i je otworzył. Pierwszym pomieszczeniem był beżowy salon z kremową kanapą i telewizorem plazmowym. Przeszłam przez drzwi do następnego pokoju, jakim okazała się kuchnia. Z kuchni droga prowadziła do biało-czarnej łazienki. Weszłam z powrotem do pierwszego pokoju, gdzie zauważyłam drzwi do dwóch sypialni. Każda z nich zawierała dwa osobne łóżka ze świeżo wymienioną pościelą. Cały ten budynek był wielki i naprawdę śliczny. Zastanawia mnie skąd wziął pieniądze na to wszystko i jak to możliwe, że jest tu tak zadbane.
- Tu jest... Pięknie! - powiedziała Lizzy zrzucając buty i kładąc torebkę obok nich. Zaczęła rozglądać się po całym domu i nieświadomie opadła jej szczęka.
- To jakiś pałac! - jeszcze raz zlustrowałam wzrokiem wszystko dookoła.
- Chodźcie do swojego pokoju. - odłożył torby i zawołał nas do jednej z sypialni. Na podłodze znajdowały się brązowe panele i ściany w kolorze czerwonym. - Czujcie się jak w domu. - powiedział opuszczając pomieszczenie z ogromnym zadowoleniem wypisanym na twarzy. 
__________
Szczerze mówiąc jestem całkiem zadowolona z tego rozdziału. :) Tradycyjnie 8 komentarzy - następny rozdział. Jak zwykle pojawi się za tydzień w niedzielę o 16.00. 
Od jutro do szkoły, nieee! Jedynym plusem jest spotkanie się z kilkoma osobami. Nie minął nawet pierwszy dzień, a ja już mam dość. 
Chciałabym wszystkim podziękować za komentarze, wyświetlenia, a wczoraj zauważyłam nawet, że jakaś czytelniczka promuje opowiadanie! Nie wiecie jak mi miło :D
Dodatkowo chciałabym złożyć życzenia urodzinowe Kasi, która w środę obchodziła urodziny. Wszystkiego najlepszego słońce, zdrówka, dobrych ocen, najlepszych przyjaciół na świecie, wymarzonego chłopaka, spotkania idoli i spełnienia wszystkich marzeń. Ten rozdział jest z dedykacją dla ciebie :)
Lots of love xx

CHAPTER 8

* oczami Kylie *
Karetka dość szybko dotarła na miejsce. Eric i Cher wsiedli, a Adison zgodziła się zawieźć mnie i Lizzy do szpitala. Podróż minęła bardzo nerwowo. Nikt z nas się nie odzywał. Miałam wrażenie, że serce zaraz mi wyskoczy. Pokierowałam spojrzenie w stronę ciemnowłosej przyjaciółki. Ciężko oddychała. Po 30 minutach dotarłyśmy na miejsce. Adison zaparkowała i pobiegła w stronę wejścia, a my za nią.
- Gdzie znajdę Cheryl Delice? - niespokojnie zapytała recepcjonistkę. Kobieta miała proste, blond włosy i niebieskie oczy. Była dość niska i szczupła. Wyglądała na jakieś 30 lat. Sprawdziła coś w komputerze.
- Sala 125. W prawo i do końca korytarza. - odparła obojętnie nawet nie spoglądając na Adison. Lizzy i ja jako pierwsze pobiegłyśmy w wyznaczoną stronę. Wpadłyśmy do sali. Przy łóżku Cher siedział lekarz wykonując jakieś badania. Cierpliwie czekałyśmy. 
- Jaki jest jej stan zdrowia? - cicho odparła Adison, gdy tylko doktor wstał.
- Ciężki. - westchnął.
- Ale wyjdzie z tego? - tym razem głos zabrała Lizz.
- Nie mam pojęcia. Straciła za dużo krwi. Szansa na przeżycie jest... - przerwał i przełknął ślinę.
- No jaka?! - krzyknęłam, nim zdążyłam ugryźć się w język.
- Jest jak jeden na milion. Przykro mi... - w jego oczach dało się wyczytać całkowitą szczerość. Raczej nie łatwo przekazywać ludziom, że bliska im osoba w tej chwili umiera. Ja jako pierwsza wybuchnęłam płaczem, Lizzy zaraz za mną, a Adison próbowała zachować zimną krew. Nagle do sali wpadł zdyszany Eric.
- Adison, musimy pilnie jechać do kliniki. - odparł, gdy już trochę unormował oddech.
- Możemy tu zostać? Chciałybyśmy się pożegnać... - zapytałam z nadzieją przez łzy.
- Niech będzie... Rano przyjedzie po was Eric. Dobranoc. - odrzekła Adison i razem z drugim opiekunem w szybkim tempie poszli do auta. Lizz i ja podeszłyśmy do łóżka przyjaciółki i usiadłyśmy na krzesłach postawionych obok. Wpatrywałyśmy się w Cheryl zajmując się swoimi myślami. Była jedną z trzech osób, którym zaufałam po śmierci mamy. Nie znałam jej długo, zaledwie jakieś dwa tygodnie, ale i tak bardzo lubiłam spędzać z nią czas i potrafiłam jej zaufać. Nawet nie zauważyłam, że było już po czwartej nad ranem, a Lizzy zasnęła. W tym samym momencie ręka Cher się ruszyła. 
- Kylie? - zapytała zachrypniętym, zmęczonym tonem.
- Tak? - kolejne łzy potoczyły się po moich policzkach z ogromnie przekrwionych już oczu.
- Uważaj. On może cię skrzywdzić. - odparła z obawą w głosie. Na monitorze obok można było zauważyć coraz słabsze bicie serca. - Bądź ostrożna. - w tym momencie na ekranie pojawiła się ciągła linia, a pomieszczenie wypełnił nieprzyjemny pisk. Dźwięk obudził Lizzy, która orientując się co się dzieje, razem ze mną popadła w histeryczny płacz. Lekarz wraz z pielęgniarką weszli do pomieszczenia i wyprowadzili nas na zewnątrz.
- Nic nie dało się zrobić. Przepraszam. - szepnął doktor. - Harriet, zaprowadź je do piątki. Niech się prześpią. - zwrócił się do pielęgniarki, a sam zawołał dwóch innych lekarzy. Kobieta gestem pokazała, że mamy udać się za nią i poszła w stronę jakiegoś pomieszczenia.
- Tutaj możecie się wyspać. - otwarła drzwi i wskazała dwa, nieduże łóżka. Przez łzy ledwo je widziałam, ale nie miało to znaczenia. Teraz chciałam ochłonąć.

* oczami Luke'a *

Rano poszedłem do pokoju Kylie. Zapukałem, ale nie dostałem odpowiedzi. Ponowiłem swoją czynność. Również nic. Pomyślałem, że może poszła już na śniadanie. Bez zastanowienia ruszyłem w kierunku stołówki. Przy stole siedział Michael. Nigdzie nie spostrzegłem Kylie, Lizzy, ani Cheryl. Podszedłem do bufetu nakładając sobie przypadkowe rzeczy i nalewając Sprite'a. Pokierowałem się do stołu i usiadłem.
- Gdzie dziewczyny? - zapytałem biorąc sporego łyka napoju. Mikey wydawał się zdesperowany. Nie odpowiadał. Ponowiłem pytanie, ale znów nie doczekałem się odpowiedzi. Postanowiłem kopnąć go lekko pod stołem.
- Cher... - urwał, jakby nie wiedział co powiedzieć. Doczekałem się odpowiedzi dopiero za kilkadziesiąt sekund - Ona nie żyje. Kylie i Lizz zostały w szpitalu na noc. - zamarłem. Miałem nadzieję, że zaraz wstanie z miejsca z wielkim uśmiechem na twarzy i wykrzyczy magiczne "żartowałem", ale się na to nie zapowiadało. Nie wiedziałem co powiedzieć. Moją głowę zaprzątały miliony myśli. Dlaczego? Jak to się stało? Czemu ona? To była pierwsza osoba poza Mikey'em, z którym tu przyjechałem, z którą się zakumplowałem. To ona słuchała moich narzekań, że nie chcę siedzieć w tej dziurze. Chciałem w tej chwili zadać Michael'owi multum pytań, ale pewnie wiedział nie wiele więcej ode mnie, więc ograniczyłem się do tych najważniejszych.
- Jak? - wydusiłem.
- Podobno wczoraj wieczorem Kylie znalazła ją skuloną w kącie z żyletką w ręku... Ledwo żyła... Eric przewiózł ją do szpitala, ale jej nie uratowali. - odrzekł przerywając co chwilę. Dopiłem Sprite'a, zjadłem pół kanapki w ekstremalnie szybkim tempie i udałem się do pokoju. Musiałem oswoić się z myślą, że jedna z niewielu bliskich mi osób, którym w pełni ufałem odeszła. Jedno pytanie nie dawało mi spokoju; czemu? Na korytarzu spotkałem Calum'a, który również wydawał się przybity. Pierwszy raz w życiu widziałem go smutnego.
- Współczuję stary. - odparł. Myślałem, że to jakiś głupi sen.
- Ty? - odparłem z niedowierzaniem.
- Wiem, że ona była twoją przyjaciółką.

* oczami Calum'a *

- Skoro dzisiaj jakiś wyjątkowy dzień wspierania znienawidzonych osób, to nie mam wyboru. Czemu wyglądasz jak 7 nieszczęść? Coś się stało? - zapytał przeczesując nerwowo włosy.
- Po prostu się nie wyspałem. - nie mogłem powiedzieć mu "Nic, twoja przyjaciółka i moja była dziewczyna wczoraj się zabiła." Nie mogłem powiedzieć też po prostu, że z powodu Cheryl, bo Luke nigdy nie dowiedział się, że byliśmy razem. Nie wiedział nawet, że ją znam, więc wydałoby mu się dziwne, że nie umiem pogodzić się ze śmiercią osoby widzianej może ze dwa razy. Boję się, że Cher zrobiła to z mojego powodu. Nie powinienem znów pojawiać się w jej życiu. 

Postanowiłem wyjrzeć na balkon. Siedziała na nim Cheryl popijając herbatę i wpatrując skę w gwiazdy. Mimowolnie uniosłem kąciki ust ku górze, ale gdy tylko znów przypomniałem sobie bolesną prawdę, mój uśmiech znikł. Zaraz miałem powiedzieć ukochanej wszystko, co dotąd ukrywałem. Uznałem, że to odpowiedni moment, że Cher musi wiedzieć na czym stoi. Nie mogłem dłużej czekać. Podszedłem do niej i usiadłem obok. Wtuliła się w mój tors. 
- Jak ci minął dzień? - zapytałem.
- Całkiem dobrze. - uśmiechnęła się kierując głowę w moją stronę. Namiętnie ją pocałowałem. Teraz najgorsze; miałem wszystko jej powiedzieć.
- Wiesz... Jest taka sprawa... - zacząłem niepewnie. - Mam świadomość, że to może być wstrząsające, ale proszę... Daj mi chociaż dokończyć. - kontynuowałem. Dziewczyna uniosła pytająco brew. Moje serce zaczęło walić, jakby chciało wyskoczyć. - Jak wiesz, przyjaźnię się z Mikey'em, Luke'iem i Ashton'em. To nie jest taka normalna przyjaźń. Wszyscy należymy do gangu... Nie raz kogoś skrzywdziłem, a nawet zabiłem. - spuściłem głowę. Wiedziałem, że Cheryl nie będzie w stanie tego ciągnąć. Jestem potworem. Dziewczyna nie odpowiedziała. Wystraszyła się i uciekła. Wyszła z domu. Nie zabrała żadnych rzeczy, po prostu wybiegła. Chwilę później widziałem ją wchodzącą do auta. To koniec.

Wszystkie wspomnienia wróciły. Zawładnęły moim mózgiem. Przed oczami cały czas widziałem ten obraz. Blondynkę uciekającą ode mnie ze strachem wymalowanym na twarzy. Kiedy się otrząsnąłem, zorientowałem się, że Luke'a już nie ma. Poszedłem do pokoju i ciężarem całego ciała padłem na łóżko. Rozebrałem buty i przykryłem się kołdrą po czubek nosa. Nie chciałem iść na jakieś pierdolone zajęcia. Chciałem być teraz sam. Chciałem móc przemyśleć wszystko; całe moje jebane życie. Do pomieszczenia wszedł Andy. Na cały głos puścił piosenkę, (jeśli w ogóle można tak to nazwać) której nie znałem. Jakiś bełkot.
- Co sądzisz o tej piosence? - zapytał nagle.
- Do dupy. Weź to wyłącz, albo załóż sobie słuchawki. - przewróciłem się na drugi bok jednocześnie odwracając się do chłopaka plecami. Przełączył na inny utwór. Z jego telefonu popłynęły pierwsze dźwięki 30 Seconds To Mars - Closer To The Edge. Nieświadomie nuciłem pod nosem. Kiedy piosenka się skończyła, Andy wyszedł i niemal w tym samym czasie dostałem nową wiadomość. Odblokowałem ekran. Napisał do mnie Ashton. Chciał, abyśmy się spotkali. Jak na razie zignorowałem jego rozkaz i zamknąłem oczy. W mojej głowie nieprzerwanie pojawiała się ta scena. Ona zmieniła wszystko. Przypomniałem sobie, że mam jakieś zajęcia, więc poszedłem korytarzem w nieznanym mi kierunku. Jeszcze nie wiedziałem gdzie co jest, więc miałem nadzieję, że spotkam kogoś, kto powie mi, w którą stronę powinienem się udać. Dostrzegłem jakąś niewysoką blondynkę. Podbiegłem do niej.
- Cześć, jestem Calum. Jestem nowy. Dzisiaj mam zajęcia z jakąś panią Adison. Mogłabyś powiedzieć mi gdzie ją znajdę? - zapytałem.
- Właśnie tam idę. Chodź ze mną. Jestem Ellie. - uśmiechnęła się niemrawo. Jak widać, też miała żałobę z powodu Cher.

* oczami Kylie *

- Dziewczyny, przyjechał po was opiekun. - rozbudziła nas pielęgniarka znana nam jako Harriet. Leniwie wyszłam spod kołdry i się przeciągnęłam. Spałam może 15 minut. Całą noc myślałam o Cheryl. Czekałam na Lizzy. Kiedy była już gotowa, pokierowałyśmy się do wyjścia. Na parkingu czekał Eric.
- Cześć dziewczyny. - westchnął. Bez słowa wsiadłyśmy do auta. Przez całą drogę nikt się nie odzywał. Wszyscy byli pochłonięci myślami. Dotarliśmy na miejsce.
- Dziękujemy za pozwolenie przenocowania w szpitalu. - odparła Lizzy i pobiegła do kliniki. W połowie drogi ją dogoniłam. Obie od razu poszłyśmy do sali, gdzie zajęcia prowadzi Adison. Zostało 10 minut. W spokoju usiadłyśmy na miejscach.
- Jak noc? - zapytałam.
- Nie umiałam spać. - odpowiedziała ponuro.
- Ja też. - odparłam równie sfrustrowanym tonem. Do sali wszedł Luke. Wędrował wzrokiem po każdym możliwym zakątku jakby czegoś szukał. Gdy mnie dostrzegł, wręcz podbiegł i mocno mnie przytulił. Oczywiście odwzajemniłam jego uścisk. Poczułam się lepiej. Potrzebowałam jego bliskości. Nie wiem ile to trwało, ale zapewne dość długo, gdyż w drzwiach stanęła Adison. Nie była sama. Znów ci faceci. Po chwili usiadła tam gdzie zawsze, a mężczyźni na krzesłach za nią.
- Kochani, po pierwsze, jak już wszyscy wiecie, Cheryl popełniła samobójstwo. Ciężko mi o tym mówić. Jej pogrzeb się nie odbędzie. Cher poza nami nie miała nikogo, a my nie mamy pieniędzy na odprawienie Mszy Świętej, załatwienie nagrobka i tak dalej. - przełknęła głośno ślinę. - Po drugie to Calum. - wskazała na poznanego wczoraj bruneta. - Jest tu nowy. Mam dla was jeszcze jedną wiadomość. Zamykamy klinikę. - odparła ciężko i spojrzała na mężczyzn. Popatrzyłam na nią z niedowierzaniem i szybko spostrzegłam, że nie tylko ja, a prawie wszyscy. - Przykro mi Calum, że dopiero co przyjechałeś, a już musisz nas opuszczać. Przepraszam wszystkich. Idźcie się pakować. Jutro po śniadaniu już nikogo tu nie będzie. - wszyscy wyszli. Wiem, że na początku byłam przeciwna mieszkaniu w tym miejscu, ale teraz wszystko się zmieniło. To ostatnie godziny spędzone z Luke'iem, Lizzy i całą resztą. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Nie chciałam ich tracić. Nie miałabym nikogo. Mój chłopak zauważył kroplę słonej wody moczącą moją twarz i otarł ją swoim kciukiem. Później mnie przytulił.
- Wszystko się ułoży. Coś wymyślimy. - szepnął i pocałował mnie w czoło. 

_______________
No i jest! 
5 TYSIĘCY WYŚWIETLEŃ!
5 TYSIĘCY WYŚWIETLEŃ!!!
5   T Y S I Ę C Y   W Y Ś W I E T L E Ń
Dziękuję wam wszystkim! Powstał rp Cal'a i Ash'a, jakbybktoś jeszcze nie wiedział. Wczoraj przyjęłam od was wyzwanie. Oblałam się butelką wody. Nagranie znajdziecie w zakładce "Challenge". Proszę was o podawanie tam, w komentarzach pomysłów na kolejne wyzwania. Bardzo was proszę o komentarze pod rozdziałem. To naprawdę motywuje. Następny rozdział - 8 komentarzy. Dodam najwcześniej w piątek.
ilysfm <3

niedziela, 9 listopada 2014

CHAPTER 19

Rozmawiałem z Michael'em jeszcze dość długo. Dowiedziałem się jak się czuje, co dokładnie chciał od niego Ashton i za ile czasu wyjdzie ze szpitala.
Ktoś otworzył drzwi. Spojrzałem za siebie, aby zobaczyć kto to. Przy wejściu stał Calum.
- Pójdę już. - powiedziałem i szybkim krokiem podążyłem ku wyjściu. Nie chciałem nawet widzieć nikogo, kto tak beszczelnie kłamie.

* oczami Calum'a *

- Cześć stary. - uśmiechnąłem się, ale widząc, że odwraca głowę postanowiłem go przekupić. Podałem mu czekoladki, a Mikey widząc to rozpakował je w ekspresowym tempie. - Słuchaj, przepraszam za zachowanie Ash'a, ale sam wiesz jaki on jest.
- Teraz trzymasz z nim?! - wykrzyczał Clifford.
- Nie drzyj się kretynie. - odparłem nie wiele ciszej, niż on. - Jestem nastawiony neutralnie.
- Ale czemu nie jesteś po naszej stronie?
- Posprzeczałem się trochę z Luke'iem i tak jakoś wyszło, ale nieważne. - machnąłem ręką. - Jak się trzymasz?
- Już luz. Najgorzej było na początku. Te wszystkie operacje są do dupy.
- Co ty oglądasz? - zmieniłem temat, gdy tylko spojrzałem na ten mini telewizor wiszący naprzeciw.
- Teen Mom.
- Clifford, myślałem, że stoczysz się aż tak.
- O co wam wszystkim chodzi?! Ciekawy program...
- Dobra, nie mieszam się. - uniosłem ręce w geście poddania. Rozbawiła mnie reakcja Michael'a.

* oczami Luke'a *

Prosto ze szpitala pojechałem do Ashton'a. Widząc Hood'a zrozumiałem cały mój ostatni sen. Od tego czasu nie śniło mi się nic, poza pustką. Gdyby połączyć to w całość, to wszystko ma sens.
Straciłbym wszystkie ważne dla mnie osoby, a moim życiem zawładnęłaby pustka. W pewnym sensie ją odczuwam. Każdy z nas ma ją w sobie. Nie możemy ufać nikomu, bo owa pustka nami zawładnie. Z drugiej strony nie możemy przesadzać z tą nieufnością. Wtedy działa w odwrotną stronę, ale z takim samym efektem.
Wysiadłem z auta przed posesją Irwin'a. Podszedłem do drzwi i zadzwoniłem. Otworzył mi Ash.
- Luke! - powiedział z udawanym entuzjazmem. - Czego?
- Chciałbym coś wyjaśnić. - powiedziałem. Chłopak westchnął, ale mnie wpuścił. Wskazał kanapę w salonie.
- Więc?
- Śniłeś mi się. Byłeś takim jakby "władcą piekła". - zaznaczyłem dwa ostatnie słowa. - Ostrzegałeś mnie.
- Przed czym? - na jego ustach uformował się na chwilę uśmieszek. To raczej nie znaczyło nic dobrego.
- Przed sobą. Czego ty ode mnie chcesz?!
- Już ci mówiłem. Kasa.
- A prawdziwy powód nękania mnie? Kiedyś byliśmy przyjaciółmi.
- Tak! Kiedyś. Byłem chłopakiem na posyłki. To ty wyrywałeś dziewczyny, to ty byłeś tym najważniejszym. Na dodatek teraz okłamujesz wszystkich dookoła. Ta twoja Kylie myśli, że jest wyjątkowa, że traktujesz ją jak księżniczkę, a prawda jest taka, że jest twoją kolejną zabawką. Może nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale tak jest. 
To ci powiedział prawie rozerwał oni serce. Prawda jest taka, że jestem zwykłym idiotą.
- Cześć. - pożegnałem się i wyszedłem.

~*~

Będąc już w domu, zacząłem się pakować. Słowa Ashton'a utwierdziły mnie w przekonaniu, że powinienem wyjechać. Najlepiej jak najprędzej. Sprawdziłem na stronie internetowej, czy można kupić bilet do UK na Last Minute i jak się okazało, było to możliwe, więc zamówiłem go na jutro, na 15.00. 

* oczami Lizzy *

Me: Kim dla ciebie jest Hope?
Michael: Zazdrosna?
Me: Nie. Po prostu chcę wiedzieć.
Michael: Była.
Me: Moja sprawa.
Me: Nieważne.
Michael: Mam prawo wiedzieć.
Me: A ja mam prawo nie odpowiedzieć.
Michael: Lizzy!
Michael: Nic do niej nie czuję, ok?
Michael: Kocham cię, na prawdę.
Me: Nie jesteśmy już razem.
Michael: Może to błąd?
Me: Nie. Nie mam czasu, pa.
Michael: Pa
Postanowiłam spytać Clifford'a o prawdę. Trochę mi ulżyło. Właściwie, to nie wiem dlaczego. Może ja nadal go kocham? Nawet jeśli, to trzeba iść przed siebie, nie patrząc w tył. Przeszłość jest przeszłością. Żyjmy teraźniejszością. W końcu świat byłby zacofany.
_____________
Hej kochani! W sumie nie będę przedłużać. Po prostu życzę miłej niedzieli i proszę o komentarze.
ilysfm xx

poniedziałek, 3 listopada 2014

CHAPTER 18

Po całonocnym maratonie American Horror Story bałam się nawet najzwyczajniejszej muchy, a do tego był wrakiem człowieka. Dzisiaj do pracy... Mogłam przemyśleć czy warto zarywać noc. No nic, teraz pozostaje mi przystosować się do warunków, jakie muszę spełniać.
Byłam już prawie gotowa. Został tylko makijaż. Pomalowałam się dość mocno. Byłam już w pełni przygotowana, a jako, że zostało mi jeszcze jakieś półtorej godziny, postanowiłam wybrać się na porządną kawę. Dawno nie byłam w Strong Horse*, więc to dobry pomysł.

~*~

Będąc już na miejscu, zamówiłam frappe i usiadłam przy najbliższym stoliku. Spokojnie czekałam, aż barmanka przygotuje moje zamówienie. W między czasie wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Lizzy. Mam nadzieję, że ma czas i zechce wykorzystać go rozmawiając ze mną.
- Halo? - odebrała wyraźnie zaspana.
- Obudziłam cię? - spytałam zmartwiona. Jestem taka głupia, mogłam pomyśleć, że Grant jeszcze śpi. W końcu jest dopiero 7.00. - Przepraszam.
- Okey, nic się nie stało. Dlaczego dzwonisz?
- Miałam nadzieję, że wypijesz ze mną kawkę. Jestem w Strong Horse. - zaproponowałam.
- Skoro już i tak nie śpię, to bardzo chętnie. Będę za 20 minut. - powiedziała moja przyjaciółka i się rozłączyła. Zdąży przygotować się w 20 minut? Podziwiam.
Kobieta, u której zamówiłam frappe właśnie powoli dotarła do mojego stolika.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się. Barmanka odwzajemniła gest.
- Podać coś jeszcze? - spytała. Szczerze, to jestem trochę głodna.
- Bardzo chętnie. Drożdżówkę z cynamonem poproszę.
Niebieskooka udała się z powrotem za ladę, aby po chwili wrócić z moim śniadaniem. Podała mi je i odeszła. Przy sąsiednim stoliku siedział chłopak w wieku przybliżonym do mojego. Poza mną, to jedyny klient kawiarni. Zjawiła się Lizz,
- Jak to możliwe, że dotarłaś tu tak szybko?! - gdy tylko dziewczyna usiadła, spytałam mocno zdziwiona.
- Kiedyś mieszkałam z 3 braćmi i ojcem. Nauczyłam się tego. - zaśmiała się. Pracownica budynku znów do nas podeszła.
- Dzień dobry. - uśmiechnęła się zwrócona w stronę Grant. - Coś dla pani?
- Chai Latte*. - odpowiedziała pogodnie. Kobieta odeszła,
- Mam dla ciebie dość nieprzyjemną wiadomość. - uznałam, że będę mówiła wprost.
- Może przeżyję. - puściła mi oczko. - Wal.
- No więc... Wiem, że zabrzmi to jak kiepski żart, ale obiecaj, że nie zaczniesz krzyczeć.
- Obiecuję. - przewróciła oczami i zaczęła mnie poganiać. - No mów w końcu!
- Hope; moja szefowa wczoraj wyjechała. Siedziałam za nią w biurze. - przerwałam, aby przełknąć wielką gulę mieszczącą się aktualnie w moim przełyku.
- Aha, czyli to ta straszna wiadomość? - zmarszczyła brwi.
- Posłuchaj do końca... Więc siedziałam u niej w biurze. Miałam sprawdzić maile. - jeszcze raz głośno przełknęłam ślinę. - Ona ma na tapecie Michael'a.
Mina Lizzy zrzedła.
- Wszystko okey? - spytałam zmartwiona.
- Jasne. Już nie jesteśmy razem. - otarła spływającą łzę wymieszaną z tuszem do rzęs.
- To dlaczego płaczesz? - odparłam cicho.
- Bo boli mnie, że tak szybko znalazł już inną. - odpowiedziała i wybiegła. W tym samym czasie podeszła kelnerka z zamówieniem przyjaciółki. Popatrzyła zdziwiona na dziewczynę, a potem wzruszyła ramionami i spojrzała na mnie.
- Co z Chai Latte twojej koleżanki? - popatrzyła na mnie wyczekująco.
- Może pani wyrzucić. Zapłacę. - odpowiedziałam i dopiłam ostatni łyk. - Ile?
- 22 dolary. - odrzekła, a ja wyciągnęłam pieniądze, podziękowałam i wyszłam.

* oczami Luke'a *

To jedna z najgorszych nocy ostatnich lat. Nie mogłem spać, więc rozmyślałem nad tymi wszystkimi groźbami. Uświadomiłem sobie, że to przeze mnie Kylie cały czas ma kłopoty. Postanowiłem wyjechać. Najlepiej za granicę. Przynajmniej na kilka miesięcy, aż to wszystko się unormuje. Beze mnie wszystkim będzie lepiej, a co najważniejsze; mój skarb będzie bezpieczny. Na razie nikt nie może się dowiedzieć.

~*~

Dojechałem pod szpital, w którym obecnie kurował się Michael. Od razu pokierowałem się do sali, w której się znajdował. Oglądał telewizję, jeśli tak mam nazywać to małe gówienko wiszące na ścianie naprzeciwko jego łóżka.
- Kogo my tu mamy. Pan Luke-Pieprzony-Nie-Ufający-Nikomu-Kretyn-Robert-Hemmings. - zakpił.
- Słuchaj stary, przepraszam za tamto. Zachowałem się jak dzieciak. To były po prostu moje paranoje.
- Dobra, rozumiem cię. Miałeś prawo.
Usiadłem na krześle obok łóżka Clifford'a. Przekierowałem wzrok na TV.
- Co ty oglądasz? - odezwałem się po kilku minutach.
- Teen Mom. - odezwał się i wyszczerzył w moją stronę. Miałem ochotę uderzyć głową w ścianę.

* Strong Horse - sieć kawiarni, coś jak Starbucks
* Chai Latte - rodzaj herbaty z mlekiem i cynamonem
____________
Hej kochani!
Na początku chciałam przeprosić, że nie dodałam rozdziału wczoraj, tak jak powinnam, ale odwiedziłam babcię, więc nie miałam dostępu do internetu. Poza tym mam bardzo dużo nauki. W każdym razie wracam z nowym rozdziałem. Na razie nie dzieje się nic ciekawego, ale to tylko taki przejściowy rozdział. Nic więcej nie mam jak na razie do zaoferowania ;)
Za błędy przepraszam, nie miałam czasu sprawdzić czy wszystko ok.
Z jednej strony miło mi dodać ten rozdział, ale z drugiej jest mi przykro, bo to oznacza jeden rozdział mniej do końca. Już tylko 3 rozdziały + epilog. Jak ten czas szybko leci...
Więcej was nie zamęczam. Zostaje mi tylko poprosić o komentarze i życzyć miłego wieczorku.
ilysfm xx