środa, 30 lipca 2014

CHAPTER 4

Zapukałam do drzwi gabinetu Eric'a. Zaczynała się moja pierwsza sesja. Nie musiałam czekać długo, aż opiekun mi otworzył.
- Dzień dobry. - przywitałam się.
- Dzień dobry. Nie traćmy czasu. Usiądź tutaj. - wskazał kanapę. - Dlaczego się samookaleczałaś?
- Więc... Bardzo trudno mi o tym mówić... Kiedy miałam 15 lat, moja mama porzuciła mnie i mojego ojca, a on... Bił mnie. - opowiadałam co chwilę głośno przełykając ślinę przerywając przy tym odpowiedź.
- Współczuję... Powinnaś wiedzieć, że to nie odpowiedni sposób na radzenie sobie z problemami. Dobrze by było, gdybyś porozmawiała o tym wszystkim z jakąś bliską osobą. Poczujesz się lepiej. Chciałbym, żebyś wiedziala, że mi oraz Adison możesz zaufać. Nawet jakbyś chciała porozmawiać o jednorożcach czy rewolucji francuskiej, możesz śmiało przyjść do któregoś z nas. - zaśmiał się. - Masz jakieś pytania?
- Mam jedno. - odparłam po chwili zastanowienia. - W jaki sposób mnie wyleczycie?
- Musimy w 100% odizolować cię od żyletek i najważniejsze; musisz mówić nam o wszystkich problemach. Nie powinnaś nic ukrywać, skoro mamy ci pomóc. - wytłumaczył Eric.
- Skoro mam dzielić się wszystkim co mnie trapi, to Lizzy zapytała mnie, czy podoba mi się Luke, a ja skłamałam mówiąc, że nie. To brzmi jak problem zdesperowanej nastolatki, ale to naprawdę nieco bolesne, a ja wiem, że to Elizabeth powinna być z nim w związku, a nie ja.
- Mhm... Rozumiem. A jaka jest postawa Luke'a w tej sytuacji? - zapytał Eric.
- Nie wie o moich uczuciach, a Lizzy powiedział, że nie jest w jego typie. - odparłam nerwowo gestykulując ręką.
- W tym wypadku powinnaś wszystko mu powiedzieć. - opiekun spojrzał na zegarek. - Na dzisiaj to koniec. Zawołaj Drake'a. - wyszłam z gabinetu i pokierowałam się do pokoju chłopaka. Stwierdziłam, że na razie nie będę "chwalić" się Luke'owi moimi uczuciami. Wolę odczekać jakiś czas. Boję się jego reakcji.

* 5 dni później *

* oczami Luke'a *

Właśnie wróciłem ze spotkania z Eric'em. Nie mam na nic ochoty. Teraz jedyne o czym marzę, to samotność i spokój. Walnąłem się na łóżko. Ledwo zasnąłem, a mój współlokator wparował do pokoju i zaczął skakać po moim łóżku.
- Wstawaj leniu! - wrzeszczał Michael. Mimo tego, że był pełnoletni, momentami zachowywał się jak pięciolatek.
- Ogarnij dupę. Po cholerę mnie budzisz?! - zdenerwowałem się. Zdawałem sobie sprawę, że od kilku dni cały czas zachowuję się jak totalny nudziarz, ale nie będę ukrywał, że mam wszystkiego dość.
- Dla zabawy. - wzruszył ramionami.
- Idź powkurzać kogoś innego. - zakryłem twarz kołdrą. Michael westchnął.
- Luke, widzę, że coś cię dręczy. Co jest? - usiadł na swoim łóżku i przybrał poważną minę.
- Kylie się do mnie nie odzywa. Mam wrażenie, że to moja wina, ale nie mam pojęcia co zrobiłem. - powiedziałem. Nie opowiedziałam tego byle komu. Cieszę się, że jest tutaj osoba, której mogę się wygadać. - Poza tym kilka dni temu podrzuciłem jej liścik, a ona go zignorowała.
- Wiem co w tej sytuacji możesz zrobić - uśmiechnął się pod nosem po chwili zastanowienia. - Ostatnio podczas spotkania powiedziała, że chciałaby, żeby jej chłopak był szczery i żeby sam z siebie wyznał jej miłość. Powiedz jej co do niej czujesz. - zaproponował. - Albo jeszcze lepiej; zaśpiewaj... - odsłoniłem kołdrę i popatrzyłem na Mikey'a pytająco, a on przewrócił oczami. - Sam mówiłeś, że Kylie uwielbia słuchać muzyki, a ty piszesz świetne teksty, grasz i śpiewasz.
- Dzięki stary. Nawet wiem co jej zaśpiewać. - poklepałem go po plecach.
- Cieszę się, że pomogłem. - powiedział. W tym czasie wziąłem gitarę i wyszedłem.

~*~

Stałem tuż przed drzwiami. Miałem pewność, że Kylie jest sama, bo Lizz przed chwilą wyszła. Zapukałem do drzwi ciężko wzdychając. Nie musiałem długo czekać; Kylie otworzyła.
Don't talk
Let me think it over
How we gonna fix this?
How we gonna undo all the pain?
Tell me
Is it even worth it?
Looking for a straight line
Taking back the time we can't replace
All the crossed wires
Just making us tired
Is it too late to bring us back to life?

When I close my eyes and try to sleep
I fall apart and find it hard to breathe
You're the reason, the only reason
Even though my dizzy head is numb
I swear my heart is never giving up
You're the reason, the only reason

I feel you
Burning under my skin
I swear I see you shining
Brighter than the flame inside your eyes
Bitter words are spoken
Everything is broken
It's never too late
To bring us back to life

When I close my eyes and try to sleep
I fall apart and find it hard to breathe
You're the reason, the only reason
Even though my dizzy head is numb
I swear my heart is never giving up
You're the reason, the only reason

Oh, oh, oh
Only reason, the only reason
Oh, oh ,oh
Only reason, the only reason

Don't talk
Let me think it over
How we gonna fix this?
How we gonna undo all the pain?

When I close my eyes and try to sleep
I fall apart and find it hard to breathe
You're the reason, the only reason
Even though my dizzy head is numb
I swear my heart is never giving up
You're the reason, the only reason


 When I close my eyes and try to sleep
I fall apart and find it hard to breathe
You're the reason, the only reason
Even though my dizzy head is numb
I swear my heart is never giving up
You're the reason, the only reason


* oczami Kylie *

Zalałam się łzami.
- Tak... To chyba tyle... - wyraźnie skrępowany odparł Luke, po czym spuścił głowę.
Już chciał odejść, ale go powstrzymałam. Rzuciłam mu się na szyję.
- To najpiękniejsza piosenka, jaką kiedykolwiek usłyszałam. - wyszeptałam chłopakowi na ucho. - Twojego autorstwa?
- Tak. Chciałem po prostu wyrazić co do ciebie czuję. - cicho powiedział. - Mogę jeszcze o coś zapytać?
- Oczywiście.
- Dlaczego mnie unikasz? Zrobiłem coś nie tak? - widziałam, że jest smutny.
- Nie, jasne, że nie. Chodzi tylko o to, że ja też cię kocham. Problem w tym, że Lizzy również coś do ciebie czuje, więc próbowałam zapomnieć, ale nie umiem. - rozpłakałam się jeszcze bardziej.
- Ciii. Już dobrze. - zaśmiał się Lukey. W jednej chwili popatrzyliśmy na siebie, a chłopak mnie pocałował. Robił to nadzwyczaj dobrze. Czułam się przy nim inaczej; lepiej.
- Luke i Kylie, zakochana para, siedzą na kominie i całują świnie! - śmiał się Michael przechodzący obok.
- No weź. Takie rymowanki były w przedszkolu. Nie masz niczego inteligentniejszego w zanadrzu? - zadrwił blondyn.
Michael tylko przewrócił oczami i odszedł.

~*~

- ...i wtedy mnie pocałował.  -opowiedziałam wszystko Cheryl.
- Widzisz, mówiłam! - z niemal tak wielką ekscytacją jak moja powiedziała dziewczyna.
- Nie psuj mi tej chwili. - zaśmiałyśmy się. -Idę pogadać z Lizzy... Życz mi powodzenia.
- Trzymaj się. - powiedziała Cher zanim wyszłam. Na korytarzu spotkałam Ellie.
- Gratuluję nowego związku. - uśmiechnęła się blondynka.
- Dziękuję, ale skąd wiesz? - zapytałam lekko zdziwiona.
- Od Michael'a. - obojętnie rzekła dziewczyna, po czym odeszła. Wzruszyłam ramionami i pokierowałam się do swojego pokoju. Już miałam wchodzić, ale w ostatniej chwili dogonił mnie Drake.
- Gratulacje dla nowej pary. - oparł się o ścianę krzyżując ręce.
- Niech zgadnę. Dowiedziałeś się od Mikey'a? - zapytałam również krzyżując ręce.
- Owszem. - przytaknął.
- Dziękuję. - odparłam sucho, choć nie chciałam, żeby zabrzmiało to nie miło i pobiegłam do pokoju Michael'a i Luke'a. Nim zdążyłam zapukać, usłyszałam za sobą czyjś głos.
- Mikey'a nie ma. - zaśmiał się. Moje uszy od razu zarejestrowały głos Luke'a.
- Skąd wiesz, że go szukam? - odwróciłam się.
- Domyśliłem się. - powiedział.

___________________
Za nami 4 rozdział! Kochani, dziękuję za wszystkie miłe słowa, które dostałam na ask'u oraz w komentarzach. DZIĘKUJĘ! Jestem pod wrażeniem. Prosiłam o 5 komentarzy, a dostałam 15! To dla mnie szok. Proszę wszystkich o równie aktywne komentowanie, jak pod poprzednim rozdziałem. :)
Ogłoszenia parafialne:
Wyjeżdżam na wakacje. Nie będzie mnie przez 2 tygodnie. :( Kolejny rozdział planuję 17 albo 18 sierpnia, bo wcześniej nie dam rady. Nie wiem, czy w moim hotelu będzie wi-fi, ale jeśli tak, to na ask'u będę aktywna codziennie. Żeby 5 rozdział się pojawił, musi być 8 komentarzy.
Drugie ogłoszenie: Jedna z czytelniczek poprosiła mnie o wypromowanie jej fanfiction. Wszystkich was zachęcam do przeczytania jej opowiadania i wyrażenia opinii w komentarzu :) Tutaj macie link: http://unconditional-ff-5sos.blogspot.com/

poniedziałek, 28 lipca 2014

CHAPTER 3

Kylie, wstawaj! Rozumiem, że dopiero za dziesięć ósma, ale zaraz zaczynają się zajęcia. Musisz się przyzwyczaić. - wołała z łazienki moja współlokatorka. Spojrzałam na zegar, upewniając się, że czas wstać i wyszłam mozolnie z łóżka. Szybko włożyłam na siebie to i zrobiłam lekki makijaż, a później razem z Lizz poszłyśmy do stołówki.

~*~

* oczami Luke'a *

- Lukey! Wczoraj nie byłeś na kolacji, a teraz nie chcesz iść na śniadanie. Co się dzieje? - krzyknął mi się do ucha Mikey.
- Nie podnoś głosu się baranie... Po prostu nie mam ochoty. - naciągnąłem kołdrę na głowę.
- Okey, w takim razie idę do Kylie powiedzieć, że się w niej zakochałeś. - mój kumpel nie dawał za wygraną. Zaczął mnie szantażować. Podniosłem pytająco brew, a chłopak westchnął. - Paplałeś o niej całą noc przez sen.
Wyszedłem z łóżka.
- Jak komuś powiesz, to ci przywalę, obiecuję. - nałożyłem na siebie koszulkę z logiem Green Day, czarne, przetarte rurki i czarne Vansy, a włosy jak zwykle postawiłem na żel.

~*~

Byliśmy już w stołówce. Kylie i Lizzy przeszły obok nas nie mówiąc nawet tego głupiego "cześć".
Czyli teraz obie się do mnie nie odzywają...

* oczami Kylie *

- Lizzy, mogłybyśmy dzisiaj zjeść z kimś innym? - zapytałam zaraz po ominięciu Luke'a i Michael'a.
- Okey. Nie mam nic przeciwko... - obojętnie odpowiedziała dziewczyna. Podeszłyśmy od stolika, przy którym siedział Drake i jakaś blondynka ubrana na czarno z bardzo mocnym makijażem.
- Cześć, możemy się przysiąść? - zapytała Elizabeth.
- Spoko, siadajcie. - wstała i podała mi rękę, a kąciki jej ust powędrowały do góry. - Jestem Ellie.
- Miło mi. - odwzajemniłam uścisk i uśmiech.

~*~

Rozmawialiśmy już jakieś 20 minut. Okazało się, że mamy dużo tematów.
- Wiecie, nie sądziłam, że tutaj ludzie są tacy mili. Wydawało mi się, że wszyscy będą oschli i gburowaci. - powiedziałam.
- Też na początku tak myślałam. - uśmiechnęła się Ellie.

* oczami Luke'a *

- Czemu nie ma Lizz i Kylie? - zapytała zdziwiona Cheryl. Wzruszyłem ramionami nic nie mówiąc. - Luke, czemu się nie odzywasz? Jesteś smutny?
- Nie mam ochoty o tym rozmawiać. - wstałem od stołu i szybkim krokiem pokierowałem się do drzwi. Kątem oka spostrzegłem Kylie patrzącą w moją stronę, ale gdy tylko odwróciłem się w jej stronę, zajęła się rozmową. Postanowiłem dowiedzieć się co jest powodem jej zachowania. Szybko pobiegłem do swojego pokoju, wygrzebałem jakieś karteczki i długopis, i zacząłem pisać:
Kylie, czemu się tak
zachowujesz?
Zrobiłem coś nie tak?
Luke x
Później szybko udałem się do pomieszczenia, w którym mieszka Kylie i Lizzy, a karteczkę wrzuciłem przez małą szparę pod drzwiami.

~*~

* oczami Kylie *

Po śniadaniu razem z Lizz poszłyśmy do swojego pokoju. Pod drzwiami zauważyłam małą karteczkę. Po przeczytaniu jej zawartości, wyrzuciłam ją od razu do kosza. Czyli Cheryl mówiąc, że nie jestem mu obojętna miała rację, ale to nie zmienia faktu, że nie powinnam o nim myśleć. Problem tkwi w tym, że ja cały czas o nim myślę! To naprawdę nie jest normalne, że po jednym dniu się zakochuję. Zamiast na odwyku, powinnam się znaleźć w psychiatryku.
- Co to za świstek? - moje przemyślenia przerwała Lizzy.
- Nic ważnego. - odpowiedziałam niepewnym głosem.
- Okey. - wzruszyła ramionami dziewczyna. - Chodź na zajęcia. - uśmiechnęła się moja współlokatorka i pociągnęła mnie za sobą. Dotarłyśmy na zajęcia w ostatniej chwili. Nie wiem o czym mówiła Adison - nie słuchałam jej. Byłam zajęta myśleniem o liściku Luke'a. To było strasznie słodkie. Taki sposób komunikowania się był wykorzystywany w podstawówce.
- Kylie, chciałabyś dzisiaj wylosować parę? - zapytała prowadząca wyrywając mnie przy tym z zamyślenia.
- Chętnie. - uśmiechnęłam się sztucznie. Wyszłam na środek i zamieszałam karteczki z imionami. - Michael Clifford. - odczytałam. Mikey podszedł do mnie i zaprowadził do ogrodu należącego do kliniki. Nie był to oryginalny wybór. Większość osób się tu wybierała.
- To... Masz ideał faceta? - spytał chłopak. -  Kylie! Ziemia! Masz ideał faceta? - ponaglił mnie. W dalszym ciągu nie odpowiadałam. - Weź mi do jasnej cholery odpowiedz! - krzyknął wyraźnie zirytowany moim milczeniem. Oczy wszystkich zwróciły się w naszą stronę, ale mieszkańcy szybko zajęli się przerwanymi czynnościami. W końcu się otrząsnęłam.
- Przepraszam... Zamyśliłam się. - westchnęłam. - O co pytałeś?
- Czy masz ideał faceta. - odparł chłopak znudzony.
- Ymmm... Nie, chyba jedyną cechą jaką powinien posiadać mój wymarzony chłopak, jest szczerość. Zarówno w uczuciach, jak i normalna. Chciałabym, żeby sam powiedział mi, że coś do mnie czuje. - odpowiedziałam chwilę zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Ulubiony film? - pytał na zulełnie inny temat, jakby nigdy nic.
- Kocham całą serię Harr'ego Potter'a. - odpowiedziałam naturalnie. Trochę bałam się spędzać czas z Mikey'em, bo po naszym pierwszym spotkaniu trochę mnie przeraża.
___________________________________
Okey. Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału. Mam nadzieję, że się na mnie nie obraziliście :)
DZIĘKUJĘ! Jesteście tacy kochani. Nie umiem uwierzyć, że jest tu już ponad 2430 wyświetleń! Strasznie się cieszę, że pod poprzednim rozdziałem było aż 10 komentarzy. Nie wierzę, bo dostałam dwa razy więcej, niż oczekiwałam. Nawet nie macie pojęcia jak to dla mnie ważne i jak mnie to motywuje. Aby pojawił się kolejny rozdział - musi być u przynajmniej 5 komentarzy. Jeśli nie macie konta gogle, możecie wybrać opcję "Anonimowy" :) Każda opinia daje mi mocnego kopa i proszę wszystkich o napisanie chociaż dwóch słów.
Kilka ogłoszeń:
Założyłam ask'a! Możecie pytać o wszystko, ale na pytania dotyczące dalszych rozdziałów nie odpowiadam.
Jeżeli chcecie być informowani na Twitterze lub Ask'u napiszcie w komentarzach swój user na tt, albo nick na ask'a.

wtorek, 22 lipca 2014

CHAPTER 2

- Ok. - powiedziałam bez przekonania wymuszając sztuczny uśmiech. Nagle rozbrzmiał dźwięk pukania, a po naszej krótkiej odpowiedzi do pokoju wszedł Luke.
- Lizz, Eric kazał mi cię zawołać. Teraz twoja sesja. - uroczo uśmiechnął się chłopak spoglądając na mnie, a moja współlokatorka wychodząc błagalnie popatrzyła w moją stronę.
- Luke... Musimy o czymś porozmawiać... - cicho rozpoczęłam rozmowę.
- W takim razie chodź się przejść. - odrzekł blondyn, a ja poszłam za nim. Szliśmy korytarzem. 
- Tak? - chłopak zapytał patrząc na mnie z zaciekawieniem w oczach. Nie odpowiadałam. - O czym chcesz porozmawiać? - ponaglił mnie.

* oczami Luke'a *

Widziałem, że coś się stało. Prawie płakała.
- Bo... Chciałabym zapytać... - przerwała. Po czym wzięła głęboki oddech. - Podoba ci się Lizzy? - zatkało mnie. Wiedziałem, że to właśnie ona poprosiła Kylie o zadanie tego pytania, ale nie mogłem robić Lizz nadziei.
- Nie to, że mi się nie podoba, bo jest bardzo ładna, ale nie jest w moim typie. - odpowiedziałem.
- Ok. To nie mam więcej pytań. Czeeść! - powiedziała szybko sztucznie się uśmiechając i wybiegła, jakby nie chciała na mnie patrzeć. Powiedziałem coś nie tak?

* oczami Kylie *

Zaczęłam wbijać paznokcie w skórę. Głupie przyzwyczajenie. To właśnie dlatego tu jestem... Dopiero teraz przestałam wypierać się, że nie powinnam się tu znaleźć. Nie dawałam rady. Szybko potrzebowałam żyletki.
- Samookaleczasz się? - zapytała dziewczyna przechodząca obok mnie. Od razu rozpoznałam Cheryl. Siedziała przy tym samym stoliku na obiedzie. Przytaknęłam. - Wiesz... Może nie powinnam, ale... Chcesz żyletkę?
- A masz? Nie daję rady. Ja muszę... - zaczął ściekać ze mnie pot.
- Tak. Chodź ze mną, ale nikomu ani słowa. - powiedziała Cher i pociągnęła mnie za sobą do swojego pokoju. Z torebki ukrytej pod bielizną wyciągnęła 2 żyletki i jedną podała mi, a drugą, przejechała po swoim nadgarstku. Zrobiłam to samo.
- To... Od jak dawna tu jesteś? - zaczęłam konwersację powtarzając przy tym ruch narzędziem.
- Rok. Przyjechałam tu kilka miesięcy przed Hemmings'em. Wiesz, twoim kochasiem. - powiedziała uśmiechając się i puszczając oczko jeszcze kilka razy przejeżdżając po swojej skórze. Następnie wstała i opatrzyli rany.  Może i się cięła, ale widać było, że robiła to dla ulgi, z przyzwyczajenia i, że nie boli ją to. Ja w sumie miałam tak samo.
- Jakim kochasiem?! - wręcz wykrzyknęłam próbując brzmieć jakby to było absurdem. Niestety efekt zepsuły rumieńce, które ukazały się na mojej twarzy.
- Widzę jak na siebie patrzycie. Pierwszy raz widziałam, żeby Luke się uśmiechał. Ty też nie wyglądasz na obojętną. - mówiła Cheryl. Czyli Luke odwzajemnia moje uczucia?! 
- Nieważne. Skończymy ten temat. - odpowiedziałam trochę zirytowani komentarzem blondynki. - Zamiast tego może powiedz jak zamierzasz wytłumaczyć Adison i Eric'owi swoją zabandażowaną rękę.
- Nakłamię, że się uderzyłam. - wzruszyłem ramionami Cheryl. W pokoju rozległo się pukanie, a do środka wszedł brunet z kolczykiem w wardze.
- To Andy. - szepnęła do mnie dziewczyna.
- Cher, masz iść do Eric'a. - powiedział obojętnie nie patrząc na żadną z nas. Wydawał się dość groźny. Z kieszeni wyciągnął papierosa. Od razu domyśliłam się, że to dlatego tu jest. Uzależniony od nikotyny. W końcu gdyby tak nie było, to nie paliłby w budynku, w którym zakazuje się tego robić.
- Szluga? - spytał oschle, kiedy Cher wyszła z pokoju.
- Nie dzięki, nie palę. - odparłam i starając się nie odwracać na niego wzroku wybiegłam z pokoju koleżanki. Skoro Andy wrócił z zajęć, to Lizz już od dawna musiała być w pokoju. Westchnęłam ciężko. Nie wiedziałam jak jej to łagodnie powiedzieć. Weszłam do pokoju.
- No i? Co powiedział? - zaczęła wypytywać mnie dziewczyna. Moja twarz mówiła sama za siebie. Lizzy posmutniała, a po chwili rozpłakała się na dobre.
- Powiedział, że nie chodzi o to, że jesteś brzydka, bo jesteś śliczna, ale nie jesteś w jego typie. - próbowałam pocieszyć moją współlokatorkę.
- W sumie nie wiem czym się smucę... To było oczywiste. - otarła łzy, ale z jej oczy pociekły kolejne łzy, więc jej czynność niewiele dała. - Chodź, zaraz kolacja.

* oczami Luke'a *

Wziąłem swój telefon wraz ze słuchawkami i włączyłem pierwszą lepszą piosenkę. Zastanawiałem się w jaki sposób uraziłem Kylie. Odbiegła ode mnie, jakby mnie nienawidziła. Może ona po prostu taka jest? Nie znam jej, nie mogę tego stwierdzić, ale moja teza wydawała się dość prawdopodobna. Miałem tysiące myśli.
- Hemmings, obudź się idioto. Od pół godziny nad tobą stoję. Zaraz kolacja! - wydzierał mi się do ucha Mikey.
- Nie idę. Nie drzyj się... - przełączyłem piosenkę na Come As You Here Nirvany i zamknąłem oczy. Mike westchnął i wyszedł.

~*~

* oczami Kylie *

Doszłyśmy do stołówki. Nie byłam głodna, więc wzięłam sobie tylko jabłko. Usiadłyśmy przy tym samym stoliku, co podczas obiadu. Siedzieli już wszyscy poza Luke'iem.
- Michael, gdzie Luke? - spytała Cheryl wyprzedzając moje pytanie.
- Nie ma ochoty jeść. Cały wieczór jest jakiś niedostępny, w swoim świecie. Wygląda na zakochanego. - odparł chłopak, po czy wziął łyka wody. Cher popatrzyła na mnie z uśmiechem mówiącym "Miałam rację", a ja odwróciłam wzrok na Lizzy próbującą powstrzymać płacz po usłyszanych słowach. Nie mogłam patrzeć na nią w takim stanie z mojego powodu.
- Nie jestem głodna. - wstałam od stołu i w jak najszybszym tempie. Nikogo nie zdziwiło moje zachowanie, ale cóż... Tu zjawiają się różne osoby o różnych charakterach, więc wątpię żeby było to dla nich nowością. Poza tym, to w sumie dobrze. Słowa wypowiedziane przez Mikey'a mnie zabolały, ale bardziej przejęłam się moją współlokatorką. Moje uczucie jest pewnie głupim zauroczeniem. W końcu znamy się dopiero jeden dzień. Nie wiem o nim wystarczająco dużo - w przeciwieństwie do Lizz. Ona w końcu zna go już rok.

~*~

Zanim się obejrzałam, byłam już w pokoju. Jak na jeden dzień za dużo przeżyłam. Wzięłam szybki prysznic i wskoczyłam do łóżka. Chciałam jak najszybciej zasnąć...

________________________________________________________
Ok. Rozdział drugi za nami. Dziękuję wam za wszystkie wyświetlenia, których jest cała masa! Dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem. Mam pewność, że nie piszę tego sama dla siebie, ale komuś chce się to czytać :) Teraz postanowiłam, że aby następny rozdział się pojawił musi być przynajmniej 5 komentarzy, a rozdział dodam najwcześniej w piątek wieczorem. Jeżeli do tego czasu i tak nie będzie tych 5 komentarzy, rozdział pojawi się później.
Dzisiaj również ogłoszenie parafialne:
 Myślałam nad założeniem ask'a o tym fanfiction. Napiszcie co myślicie o tym pomyśle w komentarzach.

sobota, 19 lipca 2014

CHAPTER 1



 Wszystkich czytelników proszę o przeczytanie notki pod rozdziałem. x

- Czekaj! Gdzie mogę znaleźć zajęcia pani Adison? - zawołałam do odchodzącego chłopaka. Zatrzymał się i wykonał gest, abym za nim poszła.
- Może uraczyłbyś mnie chociaż swoim imieniem?
- Zastanowię się. - odpowiedział. - Luke. - rzekł po chwili ciszy, gdy zauważył jak przewróciłam oczami. - A ty?
- Kylie. - odpowiedziałam.
- Ładne. - powiedział cicho, jakby chciał, żebym nie usłyszała.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się. Doszliśmy do sali. Luke wyszeptał coś na ucho Adison, a po chwili kobieta przedstawiła mnie wszystkim mieszkańcom kliniki.
- Dobrze, jak zawsze zajęcia zakończymy spotkaniami w parach. Para Kylie wytłumaczy jej o co chodzi. Teraz zapraszam na środek osoby losujące. - prosto i szybko powiedziała opiekunka. Na środek wyszła dziewczyna o błękitnych oczach i dość długich blond włosach. Odczytała imię Drake Sool. Podeszła do wysokiego bruneta z lokami. Później podszedł Luke. Odczytał moje imię i nazwisko.

* oczami Luke'a *

Odczytałem imię i nazwisko dziewczyny z korytarza. Uśmiechnąłem się lekko sam do siebie mając nadzieję, ze tego nie zauważyła. Wziąłem ja za rękę i zaprowadziłem w jedyne miejsce w tej cholernej klinice, gdzie czułem się sobą.
- Teraz wytłumaczę ci o co chodzi. Rozmawiamy ze sobą całkowicie na luzie. Ważne jest, żebyśmy byli szczerzy. Tematy dowolne. - wyjaśniłem.
- To ja zacznę. Jak i dlaczego jesteś teraz na odwyku? - zapytała z ciekawością wymalowana na twarzy. Trochę spochmurniałem. Nie lubiłem o tym rozmawiać, ale musiałem powiedzieć prawdę.
- Siedzę w tym więzieniu już rok. Trafiłem tu dzięki narkotykom i papierosom. - uniosłem się. - Przepraszam... Nie powinienem tak wrzeszczeć...
- To ja przepraszam. Nie powinnam o to pytać. - trochę przejęła się dziewczyna.
- A ty czemu tu jesteś? - zapytałem. - Oczywiście, nie musisz odpowiadać, jeśli nie chcesz... - dodałem.
- Samookaleczam się. - odparła Kylie trochę zdenerwowana.
- Czemu? - spytałem z troska i wziąłem ją za rękę.
- W wieku 15 lat moja matka zostawiła mnie i ojca. On... bił mnie... - rozpłakała się dziewczyna. Nie zastanawiając się co robię przytuliłem ją. Chwilę później zdałem sobie z tego sprawę, ale nie martwiłem się o to, gdyż jej to najwyraźniej nie przeszkadzało. Wtuliła się w mój tors.
- Okey, będzie lepiej, jeżeli zmieniły temat. Masz jakiś ulubiony zespół? - zapytałem nie wypuszczając Kylie z objęć. To dopiero jej pierwszy dzień, ale wiem, ze poczułem do niej coś, czego nie czułem nigdy do nikogo. Miłość. Mam nadzieję, że ona odwzajemnia moje uczucia, choć po pierwsze - znamy się dopiero godzinę, a po drugie - kto normalny zakochałby się w jakimś głupim narkomanie.
- Jednego nie potrafię wybrać. Uwielbiam Nirvanę, Green Day, All Time Low i Arctic Monkeys. - powiedziała.
- Serio? Dokładnie te same zespoły są moimi ulubionymi. A ulubiona piosenka? - zadałem pytanie. Byłem nieco zszokowany. Nie codziennie spotyka się dziewczyny z tak podobnym gustem muzycznym.
- Różnie bywa. Jestem zmienna. Aktualnie najczęściej słucham Arctic Monkeys - R U Mine? - uśmiechnęła się dziewczyna.

* oczami Kylie *

Czy to możliwe? Jestem tu kilka godzin, a już się zakochałam. Ze mną jest chyba coś nie tak. Cieszę się, ze tu przyjechałam. Luke spojrzał na zegarek.
- Powinniśmy już iść. Za chwilę obiad. Chętnie poznam cię z moim kumplem Michael'em. - wstał chłopak i pomógł mi z ta sama czynnością. Weszliśmy do stołówki. Luke zaprowadził mnie do chłopaka z czerwonymi pasemkami.
- Mike, to jest Kylie. Dzisiaj z nami zje. - przedstawi mnie blondyn. 
Spojrzał na mnie z łobuzerskim uśmieszkiem wyglądającym naprawdę dziwnie.
- Zachowuj się jełopie. - skarcił go blondyn i odciągnął na bok.
- Przepraszam za niego... Czasami zachowuje się jak totalny debil. - trochę speszył się Luke, a ja lekko się zarumieniłam. Miałam nadzieje, ze nie zauważył, bo głupi chyba nie jest. Prawdopodobnie zorientowałby się, że coś do niego czuje.

* oczami Luke'a *

Zarumieniła się! To raczej dobry znak.. Kiedy obydwoje przygotowaliśmy sobie obiad, zaprowadziłem ja do stolika, przy którym zawsze siadałem. Odsunąłem jej krzesło, a ja usiadłem obok.
Przy stole jak zwykle siedział Mikey, Lizzy, Cheryl i my.
- Ta nowa jest twoją dziewczyną? - zapytała mnie Lizzy.
- Nie! Jasne, że nie. - pośpiesznie, ale stanowczo odpowiedziała Kylie.
- Aha... - bez przekonania wzdrygnęła się Lizzy. Kylie bez większego entuzjazmu zjadła tylko kilka kawałków kurczaka i napiła się wody.
- Wiecie gdzie mogę teraz znaleźć panią Adison? - odparła nowa dziewczyna.
- Może ja cię tam zaprowadzę. - zaproponowałem, na co Kylie przytaknęła i wstała.

~*~

* oczami Kylie *

- Eric powiedział, ze po obiedzie mam się u pani zjawić. - odparłam.
- Mów mi po imieniu. Zgadza się. Mam dla ciebie plan zajęć.

~*~

Dokładnie zapoznałam się z planem, który wcześniej dostałam od Adison. Zaraz zaczynają się zajęcia indywidualne. Opiekunka wytłumaczyła mi, że co 15 minut rozpoczyna się nowa sesja.

~*~

Długo rozmawiałam z Lizzy. Mimo swojego strasznego wyglądu była bardzo miła.
- Kylie, chciałabym o coś zapytać... - urwała i nerwowo podrapała się po karku.
- Wal. Możesz mi zadać nawet najgłupsze pytanie jakie istnieje. - zaśmiałam się.
- Wiem, ze to dopiero pierwszy dzień, ale...Łączy cię coś z Luke'iem? On zachowuje się... Inaczej.- speszyła się Lizz.
- Już mówiłam, że nie. Dlaczego pytasz? - zaczęło walić mi serce tak, jak zawsze kiedy kłamię.
- Ale obiecasz, ze nie będziesz się śmiać? - przytaknęłam. - Odkąd tu jestem... - znów urwała.
- Lizzy, no powiedz. Nikomu nie wygadam. - zapewniłam współlokatorkę.
- Podoba mi się Luke. Mogłabyś go o mnie wypytać? - czułam, jakby spadł na mnie ogromny, ciężki głaz.

________________________________________________________________________________
 So... pierwszy rozdział jakoś poszedł. Mogło być lepiej... Trudno, przeboleję :D
Ogłoszenie parafialne: wejść jest dość dużo, a komentarzy zastałam tylko 2 :( Bardzo was proszę, komentujcie przeczytane rozdziały. Dla was to tylko kilka słów, a dla mnie motywacja do pisania kolejnych rozdziałów. Jeżeli ktoś nie komentuje, gdyż nie ma tu konta, to może włączyć opcję anonimowego komentarza i w ten sposób może wstawić ten komentarz bez logowania. 
Kolejnego rozdziału spodziewajcie się za 2-3 dni. :)

czwartek, 17 lipca 2014

PROLOG

* oczami Kylie *
 
Odwyk... Nie rozumiem czemu niby miałabym się tam wybrać. Przecież samookaleczanie nie jest problemem wymagającym odwiedzin kliniki. A jednak... Psycholog kazał mi zgłosić się na ten pieprzony odwyk! 

~*~
 
Byłam już spakowana. Ugh... Nadal nie rozumiałam po co mam tam iść. Zadzwoniłam po taksówkę.

~*~

- Jesteśmy na miejscu. - uśmiechnął się do mnie taksówkarz.
- Ile płacę? - zapytałam starając się ukryć zdenerwowanie. Cały czas byłam wkurzona, że muszę iść do tej debilnej kliniki. 
- Piętnaście dolarów. - dalej szczerzył się do mnie kierowca pojazdu. Dałam mu odpowiednią sumę i pośpiesznie wyszłam z taksówki. Skierowałam się prosto do wejścia. 
- Klinika odwykowa. Tak, moje więzienie... - powiedziałam sama do siebie przewracając przy tym oczami.
- Daj, pomogę ci. - odparł mężczyzna wychodzący z budynku. Wyglądał na jakieś czterdzieści lat. - Jestem opiekunem. Będę prowadził zajęcia indywidualne. Z kolei zajęcia grupowe będzie prowadziła pani Adison. Nazywam się Eric i chciałbym, abyś zwracała się do mnie po imieniu. 
- Dobrze. Ja jestem Ky... - nie zdążyłam dokończyć, bo Eric mi przerwał.
- Kylie. Wiem. - uśmiechnął się do mnie opiekun. - Chodź, zaprowadzę cię do pokoju. Zajęcia grupowe właśnie są w trakcie, ale nie musisz dzisiaj iść. Masz dzień wolny. O 14.30 w stołówce serwowany jest obiad. Znajdziesz ją od wejścia do budynku prosto i pierwsze drzwi w prawo. Kiedy zjesz, przyjdź do pani Adison. Twoi koledzy na pewno powiedzą ci gdzie ją znaleźć. - tłumaczył mi Eric. Dostałam pokój z jakąś Elizabeth. Rozejrzałam się. Nie było aż tak źle. Szczerze mówiąc byłam mile zaskoczona. Wyobrażałam sobie jakiś mały, ochydny pokoik, tymczasem mam całkiem duży, ładny pokój z łazienką. Zaczęłam się rozpakowywać.

~*~

Skończyłam około 13.00. Myślałam, że dłużej mi to zajmie. Bez zastanowienia poszłam szukać sali, w której zajęcia prowadziła pani Adison. Przyszło mi na myśl, że im wcześniej zacznę terapię, tym szybciej się stąd wydostanę. Wiem, że ten jeden dzień nie zrobi wielkiej różnicy, ale zawsze coś. Z zamyślenia wyrwał mnie upadek. Wpadłam na wysokiego blondyna.
- Strasznie cię przepraszam. - zaczęłam się tłumaczyć dlaczego na niego upadłam.
- Nowa? - zapytał krótko nie patrząc na mnie.
- Aż tak widać? - spytałam przygryzając wargę. Chłopak tylko się uśmiechnął i odszedł.