piątek, 22 sierpnia 2014

CHAPTER 9

Byłam już prawie spakowana. Oczywiście odłożyłam piżamę, ciuchy na jutro, szczoteczkę z pastą i jeszcze kilka rzeczy potrzebnych na jutro. Nurtowało mnie jedno pytanie; Dlaczego zamykają klinikę? Postanowiłam oszczędzić mojemu mózgowi zbędnych pomysłów, więc poszłam do Adison. Zapukałam. Usłyszałam ciche "proszę" i weszłam. Ostrożnie zamknęłam za sobą drzwi.
- Adison, mogę o coś zapytać? - zaczęłam.
- Słucham. - powiedziała kobieta nie odrywając wzroku od monitora komputera.
- Dlaczego zamykacie? Co jeśli nie poradzę sobie sama? Jeśli znów zacznę się ciąć? Czy przeniosą nas do innej kliniki? - zasypałam opiekunkę pytaniami, choć na początku miałam zadać tylko jedno. Adison w końcu na mnie popatrzyła.
- Nie raz widziałaś już tych trzech mężczyzn, prawda? - powiedziała po kilkunastu sekundach ciszy. Pokiwałam głową. - Oni zajmują się tą kliniką. Sprawdzają bezpieczeństwo, wyniki naszej pracy i tak dalej. Kiedy byliście na zajęciach kilka dni temu... - urwała. Raczej nie kwapiła się do odpowiedzi. Nic nie mówiła.
- Co kilka dni temu? - postanowiłam przypomnieć jej, że czekam na wyjaśnienia.
- Oni przyszukiwali wasze pokoje. Sprawdzali czy wszystko w porządku... U Andy'ego znaleźli kokainę i papierosy, a u Ellie marihuanę. Zamknęli klinikę ze względu na "nieskuteczną działalność" jak sami powiedzieli. - dokończyła odpowiedź na pierwsze pytanie. Później odpowiedziała na drugie. - Poradzisz sobie. U ciebie było widać znaczną poprawę. Do innej kliniki pójdą tylko Andy i Ellie. - uśmiechnęła się do mnie. Odwzajemniłam gest i wyszłam z gabinetu. Pokierowałam się prosto do Luke'a. Miałam nadzieję, że wymyślił jakiś plan.

* oczami Luke'a *

Michael wybiegł jakąś minutę temu. Ktoś wszedł do pokoju. Pomyślałem, że to Mike czegoś zapomniał, ale odwróciłem się, by się upewnić. Zauważyłem Kylie.
- Hej. Nie przeszkadzam? - zapytała.
- Cześć księżniczko. Ty nigdy nie przeszkadzasz. - uśmiechnąłem się. - Prawie skończyłem się pakować. Co byś powiedziała, gdybym zaproponował, żebyś zamieszkała z Michael'em i ze mną? Wtedy będziemy widywać się codziennie. Mamy w domu 4 łóżka. - tak jak obiecałem wymyśliłem plan. 
- Byłabym strasznie szczęśliwa mogąc widywać cię codziennie. - zaśmiała się. - ...ale co z Lizzy? - nieco spoważniała.
- Przecież może zamieszkać z nami. - odparłem.
- Porozmawiam z nią. - rzekła po chwili namysłu, jakby zastanawiała się czy to napewno dobry pomysł. - Mogę cię o coś zapytać? - pokiwałem głową. - Czemu jesteś na odwyku tak długo, skoro od dawna już nie palisz, ani nie bierzesz tego świństwa?
- Bo Adison uważa, że "nie jestem na to gotowy". - próbowałem przedżeźniać kobietę.
- Wiesz, że udawanie Adison kiepsko ci wychodzi? - zapytała unosząc jedną brew, po czym parsknęła śmiechem.
- Wiem, ale lubię to robić. - wzruszyłem ramionami. Dziewczyna jeszcze raz mocno się uśmiechała. Uwielbiałem patrzeć na nią, kiedy była w takim stanie. Kiedy cały czas była uśmiechnięta i szczęśliwa. Wydawało mi się, że czas się zatrzymał i wszystko dookoła jest piękne, a problemy nie istnieją. 
- Idę pogadać z Lizzy. - cmoknęła mnie w policzek i wyszła. Zabrałem się za pakowanie kolejnych ubrań. Minęło może 15 minut, kiedy do pokoju wparował zdesperowany Calum. Nawet nie zapukał.
- Jesteś beszczelny. Co, jeśli bym się przebierał?
- Spokojnie nie ukradnę cię Kylie. Nie musi być zazdrosna. Nieważne. - machnął ręką. Wydawało mi się, jakby zaraz miał dostać depresji, ale oczywiście musiał dodać jakiś swój żałosny komentarz. Cały Cal. - Przepraszam. - wydusił. - Za wszystko. Nie powinienem wybierać Ashton'a. Wykorzystywał mnie. Manipulował. Dopiero teraz to zauważyłem. On ustawia ludzi tak, jak mu się podoba.
- Jaką mam pewność, że to nie podstęp? - zastanawiałem się chwilę nad odpowiedzią. W końcu Ash mógł w ten sposób zyskać to, czego chciał.
- Zrobię co tylko chcesz. - usiadł na moim łóżku i schował twarz w dłoniach. Jako, że nie miałem pomysłu, postanowiłem zapytać go o największy sekret. Jakaś stawka musi być, a ten pomysł wcale nie jest najgorszy.
- Dawaj jakiś sekret. - rzuciłem. Chłopak westchnął i podrapał się po karku tak, jakby zbierał się na odwagę. 
- Więc... Mój dzisiejszy humor nie jest taki jaki jest nie dlatego, że się nie wyspałem. Chodzi o Cheryl. - miałem wrażenie, że to była prawda. Nie mogłem w to uwierzyć, ale gdzieś, w podświadomości mu ufałem. Tylko jak to możliwe?
- Jak to Cheryl? - zmrużyłem oczy. - Przecież jej nie znasz.
- Ona... Ona kiedyś była moją dziewczyną. - spuścił głowę.
- Ale? Jak? Kiedy? - zamurowało mnie. Nie miałem pojęcia... 
- Kiedy jeszcze byliśmy przyjaciółmi. W czwórkę. 
- Czemu nic nie powiedziałeś? - zapytałem.
- Mielibyście pretensje. Poza tym nie chciałem narażać jej na niebezpieczeństwo. Dopiero po roku trwania naszego związku odważyłem się powiedzieć jej całą prawdę. Uciekła. Nie chciała mnie znać. Brałem tabletki, chodziłem do psychologa. Po nocach nie spałem. Nie wiem, jak zdołałem to przed wami ukryć.Nie umiałem pozbierać się po jej odejściu. Nigdy. Śni mi się co noc. Po 10 miesiącach braku kontaktu, zupełnie przypadkiem ją spotkałem. Tutaj. Bała się. Myślała, że coś jej zrobię. Teraz znów ją straciłem... Tylko, że tym razem na zawsze. - łza spłynęła po jego rozpalonym od emocji policzku. Może i wtedy wybrał Ash'a, ale jestem prawie pewien, że mogę mu zaufać.
- Rozumiem cię. Przykro mi. - poklepałem go po plecach.
- Nie! Nic nie rozumiesz! Nie wiesz jak to jest utracić osobę, która była jedynym pozytywem w tym zasranym życiu! - uniósł się, ale po chwili opanował swoje rozgniewanie. - Przepraszam... To przez tą sytuację. Mój organizm wariuje. Nie panuję nad tym. - ręce zaczęły mu się trząść.
- To nie twoja wina. Wiem, że to dla ciebie ciężkie.
- Ona odnalazła kłębiącą się we mnie dobroć. Gdzieś głęboko nie byłem tym cholernym zabójcą. Wprowadziła do mojego życia radość. Później ją straciłem. Nie radziłem sobie sam ze sobą. Nie chciałem żyć. Tak naprawdę nigdy nie pozbierałem się po jej odejściu. Po prostu dobrze maskowałem wszystkie moje uczucia. Wczoraj znów ją zobaczyłem. Ostatni raz. - w jego oczach widać było ból.
- Wszystko się ułoży. - pocieszyłem go. Prawie niezauważalny uśmiech na moment pojawił się na jego ustach, ale szybko wrócił do swojej poprzedniej miny.

* oczami Michael'a *

Poszedłem do Lizzy. Miałem dość ukrywania wszystkiego. Musiałem powiedzieć jej to, co ciąży na mnie od ponad pół roku. Jak wszyscy, byłem wstrząśnięty przedwczesną śmiercią Cher, ale wątpię, że zobaczę ją jeszcze kiedyś, chyba, że na ulicy, przechodząc. Dzisiaj miałem ostatnia szansę. Zapukałem do drzwi pomieszczenia, w którym pomieszkiwała dziewczyna. Usłyszałem ciche "proszę" i wszedłem. Siedziała na parapecie w rozmazanym makijażu. Płakała.
- Wszystko będzie w porządku. - szepnąłem. - Jestem pewien, że ona teraz jest w lepszym świecie. - dziewczyna spojrzała na mnie kątem oka i uśmiechnęła się niepewnie.
- Wiesz... Dzisiaj jest moja ostatnia szansa, żeby powiedzieć ci coś ważnego. Uznałem, że raczem powinnaś się o tym dowiedzieć. - podrapałem się po karku i przygryzłem dolną wargę.
- Wal. - dziewczyna obróciła się do mnie, po czym zeskoczyła z parapetu i usiadła na łóżku. Wskazała mi miejsce obok siebie.
- No więc... Ja... Ch-ch-chciałbym... - zacząłem strasznie się jąkać. - Muszę... Muszę ci powie-powiedzieć...
- Nie ugryzę cię. - jej wypowiedź miała żartobliwy charakter, ale samo wypowedzenie tych słów już nie. - No mów. - zachęcała mnie. 
- Chciałbym powiedzieć ci, że mi na tobie zależy... Ale nie w takim sensie, jak myślisz. Bo... - westchnąłem ciężko i jakby coś we mnie trafiło. Nabrałem mnóstwo odwagi. - Kocham cię. Nie wiem, co teraz myślisz, ale chciałbym, żebyś wiedziała. - znów poczułem się tak, jak na początku. Wpatrywaliśmy się w siebie chwilę. Przez pierwszy moment w jej oczach nie zobaczyłem żadnych emocji. Pustkę. Ułamek sekundy później przyłożyła wargi do moich. Odwzajemniłem pocaunek, a nawet go pogłębiłem.

* oczami Kylie *

- Lizz, mam pomysł! - weszłam do pokoju patrząc wyświetlacz telefonu informujący mnie, że właśnie 14:18. Dopiero, gdy spojrzałam przed siebie, uświadomiłam sobie, że nie jesteśmy same. W pokoju znajdował się Michael. Nie wierzę. Przerwałam ich pocaunek. - To ja wam nie przeszkadzam... - dodałam od razu i wyszłam z powrotem. Zaraz, zaraz. Skoro Michael jest zakochany w Lizzy, to czemu w ostatnim czasie tak często spotykał się z Cheryl? No nic. Jakoś się tego dowiem, ale nie teraz. Ważne, że są szczęśliwi.

___________________
Pod ostatnim rozdziałem komentarze pojawiły się bardzo późno. Proszę każdego kto to czyta: skomentuj. To dla mnie bardzo ważne. Przez kstatnie kilka dni kompletnie nie miałam weny. Miałam ochotę usunąć bloga, ale już mi przeszło. :) 8 komentarzy - następny rozdział, pojawi się w niedzielę.
Mam dla was jeszcze ogłoszenie parafilane: Postanowiłam, że rozdziały będą pojawiały się raz w tygodniu, w niedzielę. Za tydzień rozpoczyna się rok szkolny, z czym wiąże się brak wolnego czasu. To jest właśnie głównym powodem mojego postanowienia.
Lots of love xx

niedziela, 17 sierpnia 2014

CHAPTER 7

Weszłyśmy do sali 3 minuty przed czasem. Wszyscy siedzieli na miejscach i spokojnie rozmawiali.
- Jak randka? - zapytała Cher.
- Było magicznie. - odparłam z pełnym podekscytowaniem. Blondynka gestem pokazała mi, że mam opowiadać co się działo. - Byliśmy w wesołym miasteczku, potem na obiedzie i na romantycznym spacerze. Luke traktuje mnie jak księżniczkę. Czuję się przy nim inaczej; wyjątkowo. A jak pomiędzy tobą i Michael'em? 
- Tak jak zawsze? - odpowiedziała stawiając na końcu znak zapytania, jakby ta informacja była oczywista.
- Nie kłam. Widzę, że coś się między wami dzieje. Z resztą, nie tylko ja... - odparłam. - ...ale jeśli nie chcesz nic mówić, to to uszanuję. - dodałam i spojrzałam na Adison, która właśnie weszła.
- Cześć wszystkim. - powiedziała zdyszana. Wyglądała, jakby przebiegła maraton. - To zaczynamy zajęcia. - usiadła na dywanie pokazując, abyśmy powtórzyli jej czynność. Wszyscy zrozumieliśmy i zrobiliśmy to, co kazała opiekunka. - Dzisiejszym tematem jest strach. Badania wykazują, że większość osób z jakimkolwiek nałogiem robią to ze strachu. Każdy się czegoś boi. Przykładowo palacze w waszym wieku w większości boją się utraty "pozycji" w szkole. Ja chciałabym, żebyście teraz powiedzieli mi czego wy się boicie. Andy, ty pierwszy.
- Ja boję się igieł. - odparł charakterystycznie ponurym głosem. Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Nie wydaje mi się, żeby to był powód, dla którego wciągasz kokę. - powiedział Drake.
- Stól pysk. To daleka przeszłość. - warknął.
- Interesujące, doprawdy. - odparł sarkastycznie. - Daleką przeszłością nazywasz wczorajszy dzień? No wiesz, na spotkaniu. - Andy już do niego podszedł, ale Adison była szybsza.
- Andy, spokój. Zostaniesz tu po zajęciach. Drake, pohamuj się. - stanęła między nimi wyraźnie zmieszana. Wydawało się, że dotarła do niej prawda, której strasznie się obawiała. - Teraz Ellie.
- Ja paliłam, bo nie chciałam odstawać od reszty. Bałam się wyśmiania. - odparła, jakby nie szczególnie wstydziła się o tym mówić. Wszyscy tu tacy byli. Pewni siebie. Między innymi dlatego tu nie pasowałam, ale w głębi duszy wiedziałam, że to nie mogło mnie ominąć i dziękowałam, że tu byłam. W końcu w innym wypadku nie spotkałabym Luke'a, Lizzy i Cheryl.
- Kylie? - zapytała Adison. Gdzieś w głębi wiedziałam, że jest w niej nutka nadziei, że odpowiem szczerze. Jak widać, ona również zdawała sobie sprawę, że ja jestem "tą szarą myszką".
- Ja... Samookaleczałam się, kiedy... - przerwałam. Nie wiedziałam jak ładnie ubrać słowa. A może było to spowodowane niechęcią do odpowiedzi? - Kiedy miałam problemy. - przymknęłam oczy.
- Jakie problemy? - spytała zatroskana opiekunka.
- Z ojcem. - nie wiedziałam nawet, kiedy samotna łza zdążyła spłynąć po moim policzku. Zauważyłam ją dopiero, kiedy znajdowała się w okolicach ust. Na samą myśl o tacie robiło mi się niedobrze i jednocześnie smutno. Kiedy żyła mama byłam tak zwaną "Córeczką tatusia", a po jej śmierci... Stracił zmysły. Co wieczór upijał się do nieprzytomności, a swoją złość wyładowywał na moim bezbronnym ciele. Zamyśliłam się. Dopiero teraz spostrzegłam, że Adison dalej prowadzi zajęcia.
- ...strach nie może wami kierować. Można go pokonać. Musicie tylko skupić się na czymś przyjemnym i powinien przeminąć. - nie usłyszałam jej wypowiedzi od początku, ale wiedziałam najważniejsze. - Zajęcia dobiegają końca. Jako pierwsza losuje Lizzy. - moja przyjaciółka również wydawała się nieobecna na trwających zajęciach. Kiedy Adison wypowiedziała jej imię, Lizz wzdrygnęła się i po kilku sekundach zorientowała się o co chodzi. Powoli wstała i wyszła na środek koła.
- Michael Clifford. - odczytała po zamieszaniu karteczek z imionami. Chłopak podszedł do niej i wyszli. Cher uśmiechnęła się pod nosem. Nie wiedziałam o co chodzi w tej sytuacji, ale postanowiłam nie poruszać tego tematu. Wydawało mi się dziwne 
- Teraz Andy. - ochoczo uśmiechnęła się prowadząca. Miałam wrażenie, że to trochę dziwne zdarzenie. Lizzy losuje Michael'a, a Cheryl jest z tego zadowolona. Ich sprawa, nie będę się mieszać, ale na pewno podpytam ciemnowłosą przyjaciółkę jakie wrażenia po spotkaniu. Nie będę ukrywać, że rozważam zeswatanie ich. Im ta koncepcja raczej się nie spodoba, ale na pierwszy rzut oka widać, że nie są sobie obojętni. Z drugiej strony, moje odczucia mogą być mylne, biorąc pod uwagę częste spotkania Cheryl z Mikey'em w ostatnim czasie. 
- Kylie Parker. - przeczytał. Nie ukrywałam złości. Od samego początku go nie polubiłam. On z resztą też nie kwapił się do zakolegowania się z moją osobą. Idąc w moje ślady zdenerwował się, ale po chwili wymusił uśmiech. Sztuczniejszego jeszcze nigdy nie widziałam. Podążyłam za nim na korytarz. Taki miły... Nawet na mnie nie poczekał.
- Gdzie chcesz iść? - burknął.
- Obojętne mi to. - wzruszyłam ramionami beznamiętnie.
- To chodź gdzieś poza budynek. Najlepiej do ogrodu. Muszę zapalić. - zaproponował i nie czekając na moją odpowiedź ruszył w kierunku malutkiego ogródka. Spotkanie dłużyło się i dłużyło. Miałam wrażenie, że minął już jakiś tydzień! Chciałam jak najszybciej uwolnić się od tego pesymistycznego idioty. Gadał tylko, że życie nie ma sensu paląc przy tym "szluga", jak zwykł to nazywać. Myślałam, że oszaleję. Nie wiem jak wytrzymałam, ale na szczęście w końcu się od niego uwolniłam. Szłam w stronę gabinetu Eric'a. Tego dnia moja sesja miała być na samym początku. W pewnym momencie ramieniem zahaczył o mnie jakiś przystojny brunet o czekoladowych oczach i ciemnej karnacji.
- Przepraszam, nie chciałem. - w jego oczach widziałam szczerość i przejęcie. Rozmasowywał moje ramię w miejscu zderzenia skupiając się tylko i wyłącznie na czynności, którą właśnie wykonywał, dopóki nie cofnęłam ręki. Dopiero w tym momencie popatrzył na moją twarz. - Wow. - zaczął lustrować mnie wzrokiem. - Co taka ślicznotka robi w tej dziurze? 
- Stara się wyleczyć nałóg. Przepraszam, śpieszę się. - powiedziałam nieco speszona zaistniałą sytuacją i poszłam do gabinetu.
- Poczekaj chwilkę! - krzyknął za mną. Odwróciłam się na pięcie w jego stronę.
- Tak?
- Mogłabyś mi powiedzieć gdzie znajdę Luke'a Hemmings'a? - zapytał pełen nadziei.
- W jakiej sprawie? Teraz jest trochę zajęty, a zdaje się, że ma już współlokatora. - odparłam. Zabrzmiało to dość niemiło, chociaż nie chciałam, aby tak było.
- Nie o to chodzi. To pilne. Muszę z nim natychmiastowo porozmawiać. - zawahałam się chwilę i wyciągnęłam komórkę z kieszeni w celu sprawdzenia godziny. Byłam już spóźniona, ale nie chciałam być chamska, więc zaprowadziłam bruneta do pokoju mojego chłopaka.
- Mógłbym chociaż wiedzieć jak masz na imię? - zapytał spokojnie.
- Kylie. - odparłam krótko i treściwie nawet nie spoglądając za chłopaka, ale zorientowałam się, że to również nie było zbyt przyjazne, więc odwróciłam się do niego i zadarłam głowę. Był troszkę niższy od Luke'a, czyli jakieś 15 centymetrów.  - A ty nazywasz się...?
- Calum. - odpowiedział pogodnie.
- To tutaj. - wskazałam najbliższe drzwi. - Teraz naprawdę muszę iść. Już i tak nieźle się spóźniłam. - posłałam w jego stronę ciepły uśmiech, pomachałam i pokierowałam się do Eric'a. Zdążyłam już tylko dostrzec kątem oka, jak Calum odmachuje.

* oczami Calum'a *

Jak ja to wytrzymam?! Będę musiał udawać miłego, żeby wszyscy wokół nic sobie pomyśleli. Minęło 10 minut, a ja mam już tego po dziurki w nosie. Bez wahania wszedłem do pokoju przeznaczonego Luke'owi i - jak się domyślam - Michael'owi. Moje przypuszczenia teraz były wyłącznie oczywistością. Na jednym łóżku leżał Hemmings, a na drugim walały się skarpetki, bielizna i koszula z napisem "IDIOT". To ubranie mogło należeć tylko do jednej osoby, jaką był Mike. Szczerze? Zgadzałem się z widniejącym napisem. Clifford był idiotą, ale nieważne. Jak on może żyć w takim chlewie? Nie jestem jakąś "Perfekcyjną Pani Domu", ani żadnym maniakiem czystości, ale na to nie da się patrzeć. ANI WĄCHAĆ. Nie pałam do Luke'a sympatią nawet w najmniejszym stopniu, ale współczułem mu i niedowierzałem, że umie tu oddychać. Szybko i bez zastanowienia otworzyłem na oścież okno, po czym usiadłem przy stoliku znajdującym się obok łóżka Hemmo. Byłem pod wrażeniem wielkości pokoju. Ściągnąłem skórzaną kurtkę ukazując przy tym szarą koszulkę z logiem zespołu All Time Low i z kieszeni czarnych rurek wyciągnąłem iPhone'a bezcelowo sprawdzając moje stare wiadomości, rejestr połączeń, multimedia i wszystko co po drodze mi się nasunęło. Efekt nudy. Minęła już jakaś godzina, więc postanowiłem obudzić blondyna. Nie chce mi się już dłużej czekać. Dałem mu kuśkańca w ramię, na co gwałtownie się przebudził. Wyglądało to wręcz komicznie, więc wpadłem w histeryczny śmiech. Chłopak cierpliwie czekał, aż się uspokoję, a kiedy ta chwila nadeszła, zaczął się wydzierać.
- Już do reszty zwariowałeś?! Co ty tu do cholery robisz? 
- Też miło cię widzieć. - odparłem ironicznie, no co Hemmings odpowiedział jego charakterystycznym przewróceniem oczami. - Nic się nie zmieniłeś. - jeszcze raz się zaśmiałem czochrając mu przy tym włosy. Cofnął się.
- Nie dotykaj mnie psychopato. - wysyczał przez zęby. W jego oczach widziałem furię. Jeszcze raz parsknąłem śmiechem.
- To ty siedzisz w psycholu, ja jestem tu tylko na polecenie Ash'a. 
- Czego chcesz? - wypalił bez większego zastanowienia.
- Nie bulwersuj się. Ashton zmienił plany. Chce spotkać się tutaj. Dokładniej w ogrodzie. Ja jestem tu, żeby być na bierząco. - odparłem bez większej ekscytacji.
- Czyli ty tu teraz będziesz mieszkał?! - pokiwałem głową. - Zabijcie mnie.
- Skoro chcesz. - wyciągnąłem pistolet. To jasne, że nie chciałem do niego strzelać, ale byłem ciekawy czy się wystraszy. Nie okazywał przerażenia. Był spokojny. Niestety, ale zbyt dobrze mnie znał, więc nie mogłem trochę go postraszyć. Przynajmniej nie w ten sposób.
- Z kim mieszkasz? - zapytał obojętnie.
- Z jakimś Andy'm, a ciebie powinno to gówno obchodzić. - rzekłem i wyszedłem trzaskając drzwiami. Po drodze zgarnąłem torbę z moimi rzeczami i kurtkę położoną wcześniej na oparciu krzesła. Zauważyłem dziewczynę idącą w moją stronę. Kiedy się zbliżyła, zobaczyłem jej twarz. To niemożliwe. Nie. Nie. To nie może być ona. A jednak... Wszystkie bolesne wspomnienia wróciły. Każda przeżyta chwila w jej towarzystwie z ogromną siłą uderzyła mnie w serce.
- Cheryl? - spojrzałem z niedowierzaniem. Dziewczyna nieświadomie rozchyliła usta na mój widok. Chciałem jej dotknąć, ale kiedy się otrząsnęła, gwałtownie odskoczyła trzy kroki w tył. Przy niej cała moja złość nagromadzona latami wyparowała.
- Nie zbliżaj się. - jej głos drżał. Jej rozbiegane oczy niespokojnie szukały miejsca zaczepienia, byleby nie patrzeć na mnie. - Co ty tu robisz?
- Teraz będę tu mieszkał. - poczułem nieprzyjemne ukłucie. Ona dała mi tak wiele, a ja... A ja ją skrzywdziłem. Teraz jeszcze musi patrzeć na takiego potwora.
- Nie. Nie. Powiedz, że żartujesz. - bała się. Widziałem to w jej oczach. Pokiwałem prawie niezauważalnie głową, a Cher odbiegła. W tym momencie złość powróciła z 3 razy wzmocnioną siłą. 

* oczami Kylie *

Lizzy poprosiła mnie, żebym zaniosła Cheryl jakieś książki. Bez wahania się zgodziłam. Zapukałam do drzwi dziewczyny, ale nikt nie otworzył. Powtórzyłam czynność. Znowu nic. Postanowiłam wejść do pokoju i zamarłam. Cher ledwo przytomna leżała skulona w kącie, cięła się, a na jej policzki spływały łzy przemieszane z tuszem do rzęs. Krew kapała na podłogę. Tyle, że ona podczas cięcia skóry zazwyczaj nie czuje bólu, a teraz ledwo żyje. Ocknęłam się, a książki, które trzymałam z hukiem upadły na podłogę. Nie dbałam o to. W tamtym momencie była to najmniej istotna sprawa. Podbiegłam do blondynki i zaczęłam lekko klepać ją po policzku.
- Cheryl! Cheryl! Proszę, obudź się. Cheryl! - nawoływałam, aż sama wybuchnęłam płaczem. Szybko pobiegłam po Eric'a. Bez zaproszenia wtargnęłam to jego gabinetu, gdzie siedziała Adison i 3 wcześniej widzianych mężczyzn.
- Cher się pocięła. Straciła zbyt dużo krwi i teraz ledwo żyje! Musicie jej pomóc. - szybko powiedziałam, na co faceci spojrzeli na Adison, która była zdenerwowana tą sytuacją.
- Gdzie ona jest? - powiedział równie szybko Eric.
- W swoim pokoju. - opiekun wybiegł,  a ja za nim.

* oczami Luke'a *

Zbliżała się 20.30. Czas leciał z niezwykłą prędkością. Dalej zastanawiałem się, czy nie warto powiedzieć wszystko Michael'owi. Gdy tylko o nim pomyślałem, jak na zawołanie wpadł do pokoju jak poparzony?
- Do cholery, co tu się dzieje?! - wykrzyczał. 
- O co ci...? - nawet nie dokończyłem.
- Może o to, że przeszedł obok mnie jakby nigdy nic Calum twierdząc, że powinienem chociaż trochę ogarnąć ten pokój, bo większego syfu nie widział? - odparł ironicznie starając się opanować emocje. Westchnąłem i opowiedziałem wszystko po kolei. - Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?
- Bo nie chciałem wciągać cię do tego bagna. - rzekłem cicho. - I pomyśleć, że wszystko zaczęło się od głupiego auta...
- Jeśli ty masz kłopoty, to ja też. - poklepał mnie po ramieniu. - Razem w tym siedzimy. Ile mamy czasu na wymyślenie jakiegoś planu?
- Pół godziny. - odpowiedziałem i zamyśliłem się. Potrzebowałem czasu, aby wymyślić jakiś porządny plan. Mój pierwszy pomysł nie był specjalnie przemyślany, ale nie był też najgorszy.
- Może, gdyby Ashton próbował do mnie strzelać, wszedłbyś mi pomóc z drugiej strony? Zaatakowałbyś od tyłu. - znów zacząłem rozmyślać. - Albo przypilnowałbyś Cal'a, aby nie miał możliwości przyjścia na pomoc Ash'owi.
- Ja bym raczej wolał to pierwsze, bo skąd wiesz, czy nie znalazł sobie nowych ludzi? 
- Okey. Zostało nam... - spojrzałem na zegarek. - 25 minut. Przygotuj broń. - poleciłem. Mój kumpel zrobił to, o co poprosiłem. Kiedy wręczył mi jeden z pistoletów, podziękowałem skinieniem głowy, schowałem go do kieszeni bluzy i wyszedłem, a chłopak za mną. Postanowiłem, że broń odbezpieczę już na miejscu. Tak było zdecydowanie bezpieczniej. Doszedłem na miejsce. Mikey szedł dalej, by w razie czego być przygotowanym. Ostrożnie zamknąłem drzwi i zacząłem niespokojnie spacerować dookoła posesji. Długo go nie było, ale mogłem się tego spodziewać. Ashton zawsze się spóźniał. W końcu się doczekałem. Spostrzegłem znajomą sylwetkę przechodzącą nad płotem.
- Proszę, proszę. Pan Ashton Fletcher Nigdy Nie Nauczę Się Co To Punktualność Irwin.
- Daruj sobie. Mam inne sprawy na głowie. - powiedział.
- Czego chciałeś? - spytałem.
- Potrzebuję forsy. 
- I myślisz, że ja ci pomogę? Nie rozśmieszaj mnie. - wybuchnąłem śmiechem.
- Pamiętaj, że masz u mnie dług. - warknął.
- No... Serio stary, namęczyłeś się. - pokiwałem głową. Nie mogłem uwierzyć, że on za zwykłe podprowadzenie auta liczy na kasę.
- 500 000 dolarów. - zignorował moją uwagę. - Albo dziewczyna. - zagroził.
- W snach. - obdarowałem go morderczym spojrzeniem. Nie wiedział już co powiedzieć. Tak naprawdę nie wiedziałem czego się obawiałem. Zawsze wiedziałem, że do najmądrzejszych nie należy, ale nie sądziłem, że jest aż tak źle. Przez telefon wydawał się 100% straszniejszy. Teraz zupełnie nie umiał sobie poradzić. Dalej nie rozumiem Calum'a. Wolał wybrać tego debila, a nie nas. 
- Okey. W takim razie nie licz na litość. Obiecuję, będziesz cierpieć, a ja będę rozkoszował się każdą sekundą. - po dłuższej chwili zastanowienia odparł dość przekonującym głosem, ale nie wywarł na mnie strachu nawet w najmniejszej ilości. 
- Skończyłeś? - odparłem z nutką znudzenia w głosie. Uwielbiałem wyprowadzać go z równowagi. Teraz też mi się udało. Odszedł bez słowa.

________________
Spieprzyłam końcówkę :( Mam nadzieję, że nie jest to najgorszy rozdział, a nawet jeśli to proszę o wybaczenie. Biedna Cheryl :( Jak myślicie, dlaczego zaeragowała tak na Calum'a? Swoje propozycje piszcie w komentarzach. Liczę na waszą kreatywność. 8 komentarzy - następny rozdział (najwcześniej 20 sierpnia). Pamiętajcie, że nawet najkrótsza opinia stanowi dla mnie ogromną motywację i od razu mam banana na twarzy. Chciałam też przeprosić, że nie dodałam rozdziału wczoraj, ale blogger usunął mi zapisane rozdziały, więc musiałam pisać jeszcze raz.
Love ya! xx

sobota, 16 sierpnia 2014

CHAPTER 6

- L... Luke - naprawdę się przestraszyłam. - Mam wrażenie, że ktoś cały czas się na nas gapi.
- Nie ma się czego bać. - uspokoił mnie. Wodził przy tym kciukiem po moim policzku. - Adison powiedziała, że ktoś będzie nas obserwował.
- Po co? - wydawało mi się to dość absurdalne. Z jakiego powodu opiekunka nasyłała na nas obserwatorów?
- Żebyśmy niczego nie nabroili. - próbował przedrzeźniać Adison, co marnie mu wychodziło, ale to dodawało mu tylko uroku. Pokiwałam głową w geście zrozumienia ledwo powstrzymując się od wybuchu śmiechu.
- To co z tym jedzeniem? - zapytałam po chwili udając irytację w skutek czego Luke mało nie zaczął tarzać się ze śmiechu. - No co?
- Nic, nic. - wydusił. - To chodź tutaj. - wskazał najbliższą restaurację i poszliśmy w jej kierunku.

~*~

Po posiłku wyszliśmy na długi spacer. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym.
- Boże! - wykrzyknął w pewnym momencie Lukey spoglądając na zegarek.
- Co się stało? - zapytałam troskliwie.
- O 19.00 mieliśmy być z powrotem. Jest za pięć. Adison nas zabije. - wysyczał przez zęby chłopak. 
- Super... - przewróciłam oczami i pobiegłam w stronę auta wciąż zaparkowanego przed wesołym miasteczkiem, a blondyn powtórzył moją czynność. Co prawda nie było to daleko stąd, ale i tak musieliśmy jak najszybciej dostać się do samochodu. Niestety moja kondycja dawała się we znaki. Zaczęłam ciężko dyszeć, ale nie przerwałam biegu. Luke się zatrzymał.
- Pomóc ci? - wybuchnął śmiechem. Uderzyłam go w ramię. Chciałam, aby chociaż trochę go zabolało, ale przy mojej sile to było niewykonalne. Nie czekał na odpowiedź, tylko wziął mnie na plecy i pobiegł do auta.

~*~

- Nie mogę uwierzyć, że tak mnie oszukaliście! Razem z Eric'iem odchodziliśmy od zmysłów! - Adison zaczęła na nas krzyczeć. Czułam się jak w szkole, w gabinecie dyrektora. - Zwłaszcza ty, Luke. - podeszła do chłopaka. - Poważnie nadużyłeś sobie mojego zaufania i cierpliwości. - przez chwilę wydawało mi się, że Adison chce mu wygrzebać kiszki widelcem. Luke nic sobie z tego nie robił. Był nadzwyczaj spokojny. Pewnie nadal wydzierała się na nas, jak to z Eric'iem zastanawiali się gdzie są, ale do środka weszło 3 facetów ubranych w garnitury. Adison złagodniała i westchnęła cicho. - Idźcie na kolację... - wyszliśmy. Na początku szliśmy w milczeniu, jakby żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć. Chciałam zapytać Luke'a o tych facetów, ale darowałam sobie, gdyż wiedział pewnie tyle samo, co ja.
- Dziękuję za naprawdę wspaniały dzień. - w końcu postanowiłam przerwać ciszę.
- Do usług. - uśmiechnął się ukazując to swoje słodkie wgłębienie. W tym momencie usłyszałam czyjeś kroki. Odwróciłam się by zobaczyć kto to i ujrzałam owych trzech mężczyzn. Kierowali skę do wyjścia z grymasem na twarzy.
- Luke, wiesz kto to? - wskazałam na facetów. Pomyślałam, że skoro chłopak jest tu o wiele dłużej, to może będzie orientował się w tej sytuacji.
- Wiem tylko, że są z FBI. Sprawdzają u nas bezpieczeństwo. Czemu pytasz?
- Mam złe przeczucia... Nieważne. Najlepiej o nich zapomnijmy. - zaproponowałam. Chłopak jeszcze chwilę patrzył na mnie pytająco, ale nie odpowiadałam, więc odpuścił. Poszliśmy w kierunku stołówki.

~*~

* oczami Luke'a *

Po kolacji od razu udałem się do pokoju. Dzisiejszy dzień był dość męczący. Chciałem pogadać z Michael'em. Wszedłem do pomieszczenia i mnie zatkało. Na łóżku Mikey'a siedział on i... Cher. Byli sobą tak zajęci, że nawet mnie nie zauważyli, więc odchrząknąłem znacząco.
- To ja może pójdę. Do następnego! - trochę zdenerwowała się dziewczyna, gdy tylko na mnie spojrzała. Wyszła. Parsknąłem śmiechem.
- Jak randka? - jakby nigdy nic nie zwrócił uwagi na to, co właśnie się wydarzyło.
- Udana. Kylie spodobał się pomysł z wesołym miasteczkiem. - odpowiedziałem. - No i była zachwycona tym starym Mercedes'em. - dodałem po chwili.
- Nie, nie. Czy ty...? - nie musiał dokańczać. Wiedziałem o czym mówi. 
- Tak... - westchnąłem beznamiętnie i położyłem się na łóżko. Zacząłem sprawdzać bezcelowo telefon.
- Powaliło cię? Jakim sposobem to załatwiłeś? - zrobił wielkie oczy. Nie musiałem odpowiadać słowami. Wystarczyło pokazać mu telefon. - Nie możemy utrzymywać z nimi kontaktu. Nie pamiętasz co stało się przy naszym ostatnim spotkaniu?!
- Wyluzuj... Co może się stać? Jesteśmy w klinice.
- Racja, ale prędzej czy później się stąd wydostaniemy. Wtedy będziesz żałował. Ja się do tego nie mieszam. - ułożył się wygodnie na łóżku i wyciągnął MP3 ze słuchawkami. Włączył piosenkę na tyle głośno, że bez problemu rozpoznałem Green Day. Miał rację. Mogłem wpaść w niezłe kłopoty, ale tym będę martwił się kiedy indziej. Uznałem, że dość myślenia jak na jeden dzień. Teraz chciałem zatopić się w błogim śnie. Niestety, moje plany szybko zostały zniszczone. Ktoś dzwonił do mnie jakieś 15 razy. Spojrzałem na zegarek. 3 w nocy. Mozolnie wywlokłem się spod kołdry i usiadłem. 
- Halo? - bardziej ziewnąłem niż powiedziałem.
- Hemmings? Jak dobrze znów cię słyszeć. - zaśmiał się mój rozmówca.
- Czego chcesz? - warknąłem, gdy tylko zorientowałem się z kim rozmawiam. Mogłem wcześniej sprawdzić kto dzwoni, ale byłem zbyt śpiący, by o tym myśleć.
- Spotkać się po latach. Pogadać. 
- Mam spotykać się z tobą? Hahaha, zapomnij. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.
- Nie zapominaj, że wisisz mi przysługę. - odrzekł poważnym tonem.
- Co najwyżej mogę ci podziękować.
- Jak tam sobie chcesz, ale lepiej uważaj sobie na tą swoją dziewczynę.
- Czekaj, czekaj. Skąd wiesz o Kylie?
- Wyszedłeś z nią wczoraj poza teren kliniki. Myślisz, że cię nie widziałem? No proszę cię. - parsknął śmiechem. - Naciesz się nią, puki możesz.
- Kiedy i gdzie? - uległem. Nie mogłem pozwolić, aby ten dupek zrobił coś Kylie. Wiedziałem, do czego jest zdolny. Nie wybaczyłbym sobie.
- Wiedziałem, że się dogadamy. Jutro, a raczej dzisiaj o 21.00 tam, gdzie zawsze. - rozłączył się. Mógłbym przysiąc, że przygotował na mnie jakąś pułapkę, ale lepiej ja, niż Kylie. Nie próbowałem nawet już zasypiać. Teraz muszę obmyślić plan, jak powiedzieć Adison, że muszę pilnie wyjść. 
Rano obudził mnie Michael. Czyli jednak zasnąłem.
- Stary, telefon cały czas ci dzwoni. - szturchał moje ramię kumpel.
- Kto to? - ziewnąłem.
- Nie wiem. Nie sprawdzałem. Wychodzę. Przyjdę dopiero na zajęcia. Nie będzie mnie na śniadaniu.
- Mhm... Czyli idziesz do Cheryl? - zaśmiałem się. Chłopak pochwycił najbliższą poduszkę i z całej siły wymierzył we mnie cios. Jeszcze bardziej się zaśmiałem. - Czyli tak. - dodałem już sam do siebie. Mój telefon cały czas wibrował. Od niechcenia spojrzałem na ekran. Obawiałem się tego.
- Czego ty jeszcze chcesz?! - krzyknąłem zirytowany.
- Spokojnie, nie bulwersuj się. - zaśmiał się. - Mam nadzieję, że nic nikomu nie powiedziałeś... - po chwili przybrał poważny ton.
- Nikt nic nie wie. - przewróciłem oczami już spokojniej.
- Hemmings, nie przewracaj tymi oczami. Wyglądasz jak mała dziewczynka. - wybuchnął śmiechem. Czemu on tak dobrze mnie znał?
- Czemu do mnie dzwonisz? - postanowiłem zignorować jego komentarz.
- Nikt ma się nie dowiedzieć, bo jeśli tak, to ostro za to zapłacisz. - usłyszałem dźwięk rozłączania. Jeszcze chwilę tępo patrzyłem w przestrzeń znajdującą się przede mną. Wiedziałem, że coś knuje. Inaczej pewnie miałby to głęboko w dupie. Co on chce mi zrobić? Albo jeszcze gorzej... Kylie. Nie. Nie. To absurdalne. Szybko odrzuciłem tę myśl od siebie. Ubrałem się w czarną koszulkę z logiem Blink-184, czarne rurki i Vansy w tym samym kolorze. Umyłem zęby i ułożyłem włosy. Następnie poszedłem prosto do stołówki. Usiadłem przy stole jedynie z Colą. Nie miałem na nic ochoty. Bałem się. Nie o siebie, ale o Kylie. Wiem do czego on jest zdolny. Powinienem powiedzieć o tym Michael'owi. Jest moim przyjacielem, więc chyba chciałby wiedzieć w jakie kłopoty się pakuję i jakie są konsekwencje. Z drugiej strony jeśli mu powiem, on zrobi coś jednej z dwóch najważniejszych osób w moim życiu. To byłoby najgorsze, co by mnie mogło spotkać. Byłem tak pochłonięty rozmyślaniem, że nie zauważyłem nawet, że nie siedzę przy stole sam. Obok mnie siedziały Lizzy i Kylie próbujące mnie "rozbudzić".
- Luke, żyjesz jeszcze? - pukała mi w ramię Lizz. 
- Nie wiem. Mam nadzieję, że nie. - wyraźnie zaspany powiedziałem przymykając powieki i ziewając. Może i zasnąłem, ale nie wyglądało na to, żebym pospał więcej niż pól godziny.
- Może powinieneś położyć się spać? Nie wyglądasz najlepiej. - zaproponowała Kylie z wyraźną troską.
- Nic mi nie będzie. - wypiłem ostatni łyk Coli. - Z resztą... Za chwilę zaczynają się zajęcia.
- Pogadam z Adison i nie ma "ale". - odparła stanowczo.
- Jesteś aniołem. - uśmiechnąłem się i cmoknąłem moją dziewczynę w policzek ledwo nie zasypiając. Coca-Cola co prawda zawiera kofeinę, ale ta dawka jest na tyle mała, że moje zmęczenie w tym przypadku góruje. 

* oczami Kylie *

- To teraz proszę mi się wytłumaczyć, czemu nie spałeś całą noc. - odparłam całkiem poważnie.
- Po prostu nie mogłem zasnąć. - zastanawiał się chwilę nad odpowiedzią. Wiedziałam, że kłamie, albo mówi tylko część prawdy, ale w tym momencie nie chciałam go o nic wypytywać. Wyraźnie potrzebował długiego, porządnego odpoczynku. Postanowiłam, że spytam go o prawdziwy powód kiedy będzie w stanie racjonalnie myśleć. Niby ze mną rozmawiał, a jednak z każdą minutą coraz mniej rozumiał i najzwyczajniej popadał w sen. Doszliśmy do gabinetu Adison. Nie zdążyłam zapukać, bo z owego pomieszczenia wyszło trzech mężczyzn. TYCH trzech mężczyzn. Ciekawość zżerała mnie od środka. Starsznie chciałam dowiedzieć się kim są, ale postanowiłam zostawić to pytanie na inną okazję.
- Cześć Adison. - ostrożnie zamknęłam za sobą drzwi jedną ręką, bo druga była zajęta podtrzymywaniem Lukey'a. Jeszcze nie spał, ale gdybym nie pomogła mu w utrzymaniu równowagi, prawdopodobnie wylądowałby na podłodze. - Jest taka sprawa. Luke trochę źle się czuje. Nie umiał spać w nocy, a teraz ledwo trzyma się na nogach. Mógłby zostać dzisiaj w pokoju? - chłopak powoli otworzył oczy i cicho mi zawtórował. Nie wiedziałam, czy opiekunka w ogóle słyszała jego słowa.
- Ymm... Chyba nie mam wyboru. Lepiej, jakby się porządnie wyspał, niż tracił czas na zajęciach nic nie rozumiejąc i jeszcze siląc się na wytrzymanie tego dnia. Zaprowadź go do pokoju i przyjdź na zajęcia. Zaczynają się za 10 minut.
- Okey, nie ma sprawy. - posłałam Adison krótki uśmiech i wyszliśmy. Wędrówkę do pokoju odbyliśmy bez słowa. Otwarłam drzwi i ujrzałam Mikey'a z Cheryl wpatrujących się we mnie.
- Nie przeszkadzajcie sobie. Zaraz wyjdę. - powiedziałam po chwili parskając śmiechem.
- Co z Luke'iem? - Michael zignorował mój komentarz.
- Nie idzie dzisiaj na zajęcia.
- To chyba oczywiste, skoro jest w takim stanie. Pytam co się stało, że wygląda jak zmarły.
- Skoro chce mu się spać, to... No nie wiem... Może... Nie spał w nocy? - powiedziałam sarkastycznie. Chłopak prychnął.
- Idę na zajęcia. - oznajmił i wyszedł. Nie zauważyłam nawet kiedy Luke się położył. Podeszłam do jego łóżka. Spał. Mimowolnie uśmiechnęłam się, wiedząc jego senną bezbronność.
- Idziesz? - podeszła do mnie Cher. Pokiwałam głową i wyszłyśmy. 

____________
Pozdrawiam wszystkich, którzy chcieli mnie zabić za Mheryl. Love ya!
To chyba pierwszy rozdział, z którego jestem w miarę zadowolona. Pomińmy fakt, że pisałam go o 5 nad ranem i w ogóle nie miałam na niego pomysłu, a on jak na złość nie chciał przyjść. :) No nic, proszę o komentarze. Dla was to minuta,a. Dla mnie porządna motywacja. Jeśli będzie ich 8 dodam następny rozdział. 
Lots of love x

sobota, 9 sierpnia 2014

CHAPTER 5

- W takim razie idę dalej go szukać. - uśmiechnęłam się, a chłopak podszedł, przyciągnął mnie mocno do siebie i pocałował na pożegnanie. Poczułam, że moje policzki zaczyna oblewać rumieniec.
- To widzimy się na kolacji. - również się uśmiechnął ukazując mi przy tym swoje dołeczki. Rozluźnił uścisk, a po chwili całkiem mnie puścił. Powoli odeszłam w stronę stołówki. Miałam przeczucie, że Michael tam jest, bo poza owym pomieszczeniem sprawdziłam już wszędzie oprócz pokoju Drake'a i Andy'ego, a wątpię, aby się tam znajdował. Dotarłam na miejsce, a pierwszym obiektem jaki spostrzegłam był Mikey. Nie pohamowałam się i wpadłam do środka jak torpeda.
- Co ty sobie wyobrażasz?! Nie umiesz trzymać języka za zębami?! Cholerna papla! Przez ciebie mogę stracić przyjaciółkę! - zaczęłam niespodziewanie wykrzykiwać zdzierając sobie gardło. - Jesteś kretynem, głupkiem, idiotą, debilem, egiostą i pieprzonym plotkarzem! - chłopak kilkakrotnie próbował dojść do słowa, ale nie dawałam mu tej możliwości wyliczając wszystkie obraźliwe słowa jakie wpadły mi do głowy.
- Zamknij się! Nie powiedziałem jej! - z całej siły uderzył w stół, tak, że prawie się złamał.
- Ale powiedziałeś całej reszcie, a wieści szybko się rozchodzą. - wysyczałam przez zęby, przymknęłam mocno powieki i uformowałam ręce w pięści, aby choć trochę pohamować złość.
- Prędzej czy później i tak się dowie. - prychnął beznamiętnie. Odwróciłam się na pięcie i powoli wyszłam, a kiedy byłam już pewna, że chłopak mnie nie widzi, popędziłam ile sił w nogach do swojego pokoju. Poniekąd miał rację, ale wolałabym, gdyby dowiedziała się tego w innych okolicznościach; ode mnie. Gdy już znalazłam się pod drzwiami, cały mój organizm zaczął wariować. To był moment, w którym mogłam zniszczyć moją przyjaźń. Westchnęłam ciężko i przymknęłam oczy. Stałam tak jakiś czas. Nie wiem ile dokładnie, kiedy w końcu odważyłam się otworzyć oczy i wejść.
- Lizzy, musimy o czymś pogadać. - spojrzałam na dziewczynę, która jak się okazało jest wręcz nadmiernie pogodna.
- Tak Kylie? Jeżeli chodzi o Luke'a, to... - nie dałam jej dokończyć.
- Czyli już wiesz? - zapytałam przybierając smutny wyraz twarzy.
- Dowiedziałam się od Ellie. Spokojnie. Nic się nie stało. Ważne, żebyś ty była szczęśliwa. - dalej szeroko uśmiechałam się dziewczyna.
- Na pewno? - podrapałam się lekko po karku.
- Oczywiście. - zapewniła mnie. Domyśliłam się, że uśmiecha się w ten sposób, aby nie pokazać smutku. Jedna dziewczyna w mojej starej szkole robiła tak samo. Stwierdziłam, że nie będę nic pogarszać. Położyłam się do łóżka i zaczęłam rozmyślać. Kocham Luke'a nade wszystko, ale jeżeli nasz związek ma ranić moją przyjaciółkę, to nie powinnam tego ciągnąć. Zależy mi na naszej przyjaźni, ale z kolei Luke nie jest dla mnie zwykłym chłopakiem. Mam przeczucie, że to ten jedyny. Miałam przed nim jeszcze dwóch chłopaków, ale tylko przy nim nie staram się być idealna. Nie czuję takiej potrzeby. Jestem po prostu sobą.
- Idę do Cheryl. - poinformowała mnie Lizzy i wyszła. Już nie miała na twarzy tego wielkiego uśmiechu, który widniał 15 minut temu. To nawet dobrze. Lepiej, jak stara się zaakceptować tą sprawę w naturalny sposób, niż sztuczną radością. Wyciągnęłam z torebki moją MP4, ale zanim zdążyłam wybrać jakąkolwiek piosenkę, ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę. - zawołałam szukając odpowiedniego utworu. W drzwiach stanął Luke.
- Wszystko dobrze kochanie? - podszedł do mojego łóżka i usiadł na skraju.
- Co miałoby się stać? - odłożyłam odtwarzacz na półkę, przesunęłam się i wskazałem blondynowi miejsce bliżej mnie.
- Chodzi mi o Lizz. - powiedział siadając obok mojej osoby.
- Ellie jej powiedziała... - westchnęłam. - A Lizzy starała się ukryć ból, ale nie pokłóciłyśmy się.
- Tyle dobrze. - podrapał się po karku. - Gotowa na kolację?
- Tak. - odpowiedziałam szybko, a Lukey wstał i wyciągnął do mnie rękę. Złapałam ją i również podniosłam się z miejsca podążając za chłopakiem. Doszliśmy do stołówki. Oboje wzięliśmy sobie wszystko, na co mieliśmy ochotę i podeszliśmy do stolika. Luke pośpiesznie odłożył swoją kolację i odsunął moje krzesło, a następnie sam usiadł na swoim. Lizzy, Cheryl, ani Michael'a jeszcze nie było.

* oczami Luke'a *

- Masz jakieś plany na jutro? - zapytałem niby od niechcenia.
- Ciężko byłoby mieć je tutaj. - westchnęła. Widać było, że bardzo chciała gdzieś wyjść. Nagle pojawili się Michael i Cher. Śmiali się i zaciekle dyskutowali. Wydawało mi się, jakby byli parą. Trochę się zdziwiłem. Mikey jakoś nigdy nie interesował się Cheryl w TEN sposób. Doszli do naszego stolika.
- Jak tam nasze zakochańce? - siadła i podparła ręką brodę.
- No świetnie, a jak tam u was? Działo się coś nowego? - powiedziała podejrzliwie Kylie specjalnie akcentując ostatnie słowo. Najwyraźniej również zauważyła, że coś się między nimi stało.
- Wszystko po staremu. - obojętnie rzekła blondynka sięgając przy tym śliwkę. Michael milczał; pewnie dlatego, że zupełnie nie umiał kłamać.
- A gdzie Lizz? - przerwałem ciszę.
- Nie wiem. Była u mnie, ale wyszła po Kylie do pokoju, a ja od razu pokierowałam się do stołówki. Na korytarzu spotkałam Mikey'a. - zaczęła się tłumaczyć, jakby wyczuła, że coś podejrzewam. - Pewnie zaraz przyjdzie.

~*~

- Adison, bardzo proszę, wydasz mi i Kylie pozwolenie na opuszczenie terenu kliniki? Chodzi o to, że chciałbym jej zrobić niespodziankę i zabrać na randkę do wesołego miasteczka. - po zjedzeniu kolacji od razu poszedłem do gabinetu opiekunki. Byłem tu już tyle czasu nie zażywając żadnych używek, ani niczego podobnego. Miałem ogromną nadzieję, że Adison mnie wypuści, bo w końcu chciała, żebyśmy jej zaufali. Mogłaby zrobić to samo.
- Luke, wiesz dobrze, że nie powinnam...
- A ty wiesz, że nic mi się nie stanie. Tkwię tu już rok, więc chyba znasz mnie na tyle dobrze, że zdajesz sobie sprawę, że się zmieniłem. Obiecuję, będę grzeczny. - przerwałem jej.
- Ale Kylie jest tu dopiero od 6 dni. Nie jestem pewna czy sobie poradzi. - czułem, że kobieta stara się za wszelką cenę znaleźć argumenty, aby nie pozwolić nam się stąd ruszyć.
- Zaopiekuję się nią. - ja również przekonywałem wykorzystując wszystkie możliwości.
- Nie jestem pewna...
- Zaufanie działa w dwie strony. - wypaliłem zanim ugryzłem się w język.
- No dobrze... Jutro macie dzień wolny. Puszczę cię, ale i tak zawsze ktoś z moich znajomych będzie cię obserwował. O 19.00 macie być z powrotem. - westchnęła. Uśmiechnąłem się tylko i skinąłem głową, po czym wyszedłem. Jeśli Kylie ma ze mną zostać, to muszę się maksymalnie postarać.

~*~

O ósmej rano stałem już pod drzwiami pokoju mojej dziewczyny i Lizzy. Czekałem, aż wyjdą na śniadanie. Nie stałem tak długo. Może 10 minut. Otworzyły.
- Jak się ma moja księżniczka? - szarmancko się ukłoniłem.
- To ja może was zostawię. - powiedziała Lizz ledwo powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem. Poszła do stołówki.
- Dobrze, dobrze, a mój książe? - powiedziała i również się ukłoniła, tyle, że jak prawdziwa księżniczka.
- Wyśmienicie. - powiedziałem nieco dziwnym i zarazem zabawnym tonem, po czym dodałem normalnie. - Dzisiaj nie idziesz na zajęcia.
- Bo? - zdziwiła się Kylie.
- Bo... Po śniadaniu zabieram cię na wycieczkę. - objąłem ją w talii. Dziewczyna wydawała się zszokowana.
- Żartujesz? - zapytała, ale w jej głosie słychać było bardziej pewność, że to robię, niż prawdziwe pytanie.
- Ymmmm... Chyba nie. - zacząłem się z nią droczyć. Popatrzyła na mnie niedowierzając. - Mam pozwolenie. Wychodzimy na naszą pierwszą randkę. - uśmiechnąłem się. Dziewczyna zrobiła to samo i lekko musnęła swoimi ustami moje.
- A gdzie mnie zabierasz? - zapytała unosząc śmiesznie brew.
- Tajemnica. - szepnąłem. Zanim Kylie zdążyła się zorientować, wziąłem ją na ręce i pognałem w kierunku stołówki. Dziewczyna tylko cały czas się śmiała. Miałem wrażenie, że jest lekka jak piórko. Dotarliśmy na miejsce i naszykowaliśmy sobie śniadanie. Usiedliśmy przy stoliku i szybko skonsumowaliśmy posiłek, po czym wziąłem dziewczynę za rękę i wyszliśmy przed budynek. Stał tam mój Mercedes.
- Niezły merolek. Skąd on się tu wziął? - z niedowierzaniem wpatrywała się w niego Kylie.
- To moje auto. Mój kumpel dzisiaj go tu podprowadził. - odpowiedziałem bez większej ekscytacji gładząc maskę samochodu. Po chwili podszedłem do drzwi pasażera i je otworzyłem. Dziewczyna podeszła powoli siadając na wskazanym miejscu i zapinając pas. Zamknąłem i pojawiłem się po drugiej stronie. Odpaliłem silnik i włączyłem jedną z moich ulubionych stacji radiowych. Z głośników poleciała piosenka The Neighbourhood. Razem z Kylie śpiewaliśmy, śmialiśmy się i rozmawialiśmy. Podróż minęła bardzo szybko. Zakryłem dziewczynie oczy i zaprowadziłem pod kasy. Na szczęście nie było kolejki, więc w dość szybkim tempie uwinąłem się z zakupem biletów. Weszliśmy przez bramę, a ja zabrałem dłonie z jej oczu.

* oczami Kylie *

Kąciki moich ust powędrowały w górę. Skąd wiedział, że uwielbiam wesołe miasteczka?
- Trafiłeś w dziesiątkę.
- Bardzo się cieszę. - odwzajemnił uśmiech. Szybko podeszłam i go przytuliłam, a on skradł mi całusa w nosek. - To gdzie najpierw?
- Rollercoaster. - odparłam stanowczo, a chłopak wziął mnie za rękę i poprowadził do kolejki. Staliśmy tam może 15 minut. Przyszła pora na nas.
- Gotowa? - zapytał. Dopiero teraz zauważyłam, że przez cały ten czas uśmiech nie znikał z jego twarzy.
- Jak nigdy. - rzekłam pełna ekscytacji. Kolejka ruszyła. Kiedy pięliśmy się w górę, nie umiałam się powstrzymać od pisku. Luke przyciągnął mnie do siebie i nie puszczał. Zeszliśmy. - I jak?
- Świetnie. Odkąd pamiętam, zawsze chciałam przejechać się Rollercoster'em. A jakie jest twoje największe marzenie?
- To może trochę szalone, ale zawsze chciałem spróbować Parasailing'u*. - odpowiedział spokojnie. W wesołym miasteczku przebywaliśmy do 14.00. W tym czasie byliśmy między innymi na diabelskim młynie, w budce ze zdjęciami, w "Pomieszczeniu Magicznych Luster", a na końcu Lukey wygrał dla mnie misia rzucając piłką do celu; w tym przypadku pingwinów. Później udaliśmy się na spacer.
- Dziękuję. - pokierowałam uśmiech w jego stronę.
- Drobiazg. - puścił mi oczko blondyn. - Głodna?
- Troszkę. - popatrzyłam na niego, a on na mnie. Opuszkiem palca odgarnął kosmyk włosów, który wiatr przywiał na moje usta, po czym lekko mnie pocałował, jakby sprawdzał czy mam na to taką samą ochotę jak on, a potem bez wahania pogłębił pocaunek. Było przecudownie, ale coś zaczęło mnie niepokoić. Czułam na sobie czyjś wzrok i nie było to raczej sympatyczne spojrzenie.

* Parasailing - coś jak paralotnie. Przepraszam, ale nie umiem tego wytłumaczyć. Jeśli chcecie wiedzieć więcej, to wpiszcie w google, albo Wikipedii.

_________________
Rozdział trochę krótszy, niż przewidywałam, ale napisany tydzień wcześniej, niż planowałam. Przepraszam za wszelkie niedopatrzenia, ale nie mam tu zbyt wiele czasu na pisanie. Mam nadzieję, że nie jest najgorszy. :) Dziękuję, dziękuję i jeszcze raz dziękuję za wszystko! Liczę na wasze komentarze, a następny rozdział pojawi się najwcześniej za tydzień, przy conajmniej 8 komentarzach.
Ogłoszenia:
Postać Kylie została zmieniona - teraz odgrywa ją Vanessa Hudgens.
Bardzo was proszę o zaprzestanie przekonywania mnie do kolejnej zmiany postaci. Nie powinnam w ogóle tego robić. Jeżeli nie przepadacie za Van, możecie wyobrazić sobie Kylie jako inną postać. Zawsze znajdzie się ktoś niezadowolony, a ja nic na to nie poradzę. x