niedziela, 28 września 2014

CHAPTER 13

Luke pojawił się już po 2 minutach co znaczy, że musiał kręcić się gdzieś w okolicy. Pewnie znowu spotkał się z jakimś "kolegą". Mam już serdecznie dość tego ukrywania pewnych wątków. Muszę z nim w końcu o tym porozmawiać.
- Co się jej stało? - spytał nie kryjąc zdziwienia.
- Dowiedziała się o Michael'u i jej psychika tego nie wytrzymała... Sam widzisz, co zrobiła. - wskazałam na ledwo przytomną Lizzy. Luke podniósł i pomógł jej dojść do samochodu. Myślę, że skoro do domu mamy jakieś 30 minut, a Lizz prawie śpi i zupełnie nie wie co się dzieje, to dobry moment aby wreszcie szczerze pogadać. Blondyn usiadł za kierownicą i odpalił silnik. Przez pierwsze 10 minut jazdy zastanawiałam się jak zacząć. Przy tym tępo wpatrywałam się w przestrzeń przede mną. Luke spojrzał na mnie kątem oka.
- Coś się stało? - spytał troskliwie.
- Nie nic, tylko... - urwałam. Odetchnęłam głęboko. Mój język się plątał, a ja nie umiałam dobrać odpowiednich słów.
- Tylko...? 
- ...Chodzi o to, że przez przypadek znalazłam akta policyjne Calum'a w twojej szafce. Luke, zadajesz się z mordercą i doskonale o tym wiesz. Przecież to chore! - zebrałam się i powiedziałam wszystko prost z mostu.
- Nic nie rozumiesz... - odparł po chwili ciszy. Widziałam, że to go zabolało. Nie wiedziałam nawet dlaczego. Nie mówiłam przecież o nim, ani Mikey'u, tylko o Calum'ie.
- To może mi wyjaśnisz czego nie rozumiem?! - nieco podniosłam ton.

* oczami Luke'a *

Jak mam jej powiedzieć, że nie tylko Cal miał problemy z prawem? Że byliśmy w gangu? Że ja też nieraz kogoś zabiłem? Chciałem wrócić do normalnego życia... Zapomnieć o tym wszystkim. W tej chwili przed oczami stanęły mi wszystkie sceny, w których ktoś został uśmiercony z mojego pistoletu. Nagle zrobiło mi się niesamowicie duszno. Na chwilę zatrzymałem się na poboczu i wyszedłem z auta. Musiałem chwilę głęboko pooddychać. Kylie przyglądała mi się z niezrozumieniem. Nie wiedziałem jak jej to wyjaśnić. W końcu wstałem i wszedłem do środka ponownie odpalając. 
- Kylie... Tak czy tak nie zrozumiesz. - wielka gula stanęła mi w gardle.
- Może nie zrozumiem, ale będę wiedziała na czym stoję. Czemu mnie okłamujesz? - spytała wyraźnie zmartwiona. - Tu chodzi o twoje dobro.
- Możemy porozmawiać o tym trochę później? - poprosiłem. Dziewczyna tylko pokiwała głową i znów zaczęła patrzeć w otchłań. Nie umiałem skupić się na drodze. Cały mój mózg skupiał się na tym, jak powiedzieć Kylie, że ja również nie jestem bez winy. Bałem się jak zareaguje.

~*~

Będąc na miejscu nawet się nie odezwałem. Kylie doskonale wiedziała, że dojechaliśmy, a ja nie miałem ochoty na jakąkolwiek wypowiedź. Wyszedłem z auta i otworzyłem tylne drzwi, aby pomóc Lizzy dostać się do budynku, bo nie ma opcji, by doszła o własnych siłach.
- Lizz, wstawiaj. Jesteśmy na miejscu. Położysz się u siebie. - szturchnąłem lekko przyjaciółkę. Momentalnie się wybudziła i odetchnęła głęboko. Widocznie ją przestraszyłem. Z jej ust czuć było intensywną woń alkoholu. Dziewczyna dała sobie pomóc i podniosła się z miejsca. Doniosłem ją przed próg domu. Kylie bez słowa nas wyminęła i otworzyła drzwi, jakby czytała mi w myślach. Podziękowałem skinieniem głowy i pomogłem Lizzy dostać się do jej pokoju. Wiem, że zachowywałem się jak kretyn wobec Kylie, ale to i tak niczego nie pogorszy. Wiedziałem co się stanie, jakby to był jakiś jebany film, a ja byłbym reżyserem. Potrzebowałem jeszcze trochę czasu, aby ubrać moją przemowę w odpowiednie słowa, ale miałem może jeszcze 5 minut. Oparłem się rękoma o szafkę i na chwilę przymknąłem oczy. Poczułem na sobie czyjś wzrok. Moja dziewczyna stała oparta o framugę drzwi wpatrując się we mnie bez słów. Czekała, aż będę gotowy wszystko jej powiedzieć; nie naciskała. Właśnie to kocham w niej najbardziej; jej wyrozumiałość. Może poza jej niebiańskim uśmiechem, ogromną czułością, jej cudownymi pocałunkami i przytuleniami z zaskoczenia, w których była mistrzem... Mógłbym wymieniać jeszcze bardzo, bardzo długo. Nadszedł ten moment. Podszedłem do Kylie dalej się nie odzywając i namiętnie pocałowałem. Dziewczyna była trochę zdezorientowana moim zachowaniem, ale odwzajemniła pocaunek. Nie trwał długo, ale wiedziałem, że to nasz ostatni pocałunek. Zawsze tak było. Dziewczyna odeszła od Ash'a następnego dnia po dowiedzeniu się całej prawdy, a Cheryl od Calum'a od razu. Nie chcę, żeby ze mną też się tak stało. Dziewczyna tylko na mnie popatrzyła, a ja pokiwałem głową i wskazałem krzesło. To niesamowite, że umieliśmy wszystko sobie wyjaśnić bez słów.
- No więc... - podrapałem się po karku. - Owszem, Calum nie raz zabił, ale robił to z konkretnego powodu.
- Cokolwiek powiesz, jestem pewna, że to nie jest wystarczająco dobry powód, aby zabić człowieka! - uniosła się. Chwilę później znów usiadła i pozwoliła mówić mi dalej.
- Rzecz w tym, że nie tylko Cal zabijał. - przełknąłem wielką fulę. Żadne słowa nie chciały wypłynąć z moich ust. Dziewczyna popatrzyła na mnie z wyraźnym niezrozumieniem. - Kylie, ja również jestem zabójcą. - w końcu powiedziałem. Moja ukochana powoli wstała i wycofała się do wyjścia. Po chwili wybiegła ile sił w nogach. Czyli miałem rację...

* oczami Kylie *

Nie mogę uwierzyć w to, o czym właśnie się dowiedziałam. Nie wiedziałam jak się zachować. Dalej w pełni nie dotarło do mnie, że mieszkałam z trzema mordercami. Najgorsze jest to, że jednego z nich kocham. Jaki paradoks. Boję się go, ale go kocham i chcę spędzać z nim czas. Nie rozumiałam sama siebie, ale i tak będę musiała zapomnieć. Nie mogę związać się z bandytą. To nienormalne. Postanowiłam przeanalizować całą sytuację spacerując po obrzeżach Sydney. Szłam wzdłuż plaży, a moim jedynym zajęciem było myślenie. Myślenie o tym wszystkim co wydarzyło się przez ostatnie 3 miesiące. Poznałam go i od razu wiedziałam, że to ten jedyny. A jednak się pomyliłam... Zdecydowanie za szybko go oceniłam. Znalazłam też dwie wspaniałe przyjaciółki, z czego jedna już nie żyje. Zamieszłam z Lizzy, Michael'em, Calum'em i Luke'iem. Tu już nawet nie chodzi o nasz związek. Mieszkałam z trzema przestępcami i nawet o tym nie wiedziałam. Co jeśli Lukey'owi tak naprawdę wcale nie chodziło o miłość. Może miał w planach mnie zabić? A może któryś z jego przyjaciół? Szczerze, to w tej chwili żałowałam, że wybiegłam z tego domu, bo nie dowiedziałam się całej prawdy. W sumie i tak muszę jeszcze tam wrócić. Przecież nie zostawię wszystkich swoich rzeczy. Na razie będę mieszkała tam, gdzie przed wyjazdem do kliniki. Zanim się obejrzałam, było już ciemno. Nad wodą nie było nikogo. W końcu postanowiłam wrócić po swoje rzeczy.

~*~

Odetchnęłam głęboko i zadzwoniłam do drzwi. Otworzyła Lizzy.
- Gdzie ty byłaś tak długo? - spytała. Język wciąż jej się plątał.
- Na spacerze. - odpowiedziałam powoli. - Idź się położyć.
- Niech ci będzie. - powiedziała i pokierowała się do pokoju. Weszłam za nią i zaczęłam pakować ubrania. Po wzięciu wszystkich moich rzeczy od razu wyszłam z tego domu. Dziwne, że było tak cicho. Chłopaków chyba nie było. To w sumie dobrze. Nie chciałam ich widzieć.

* oczami Luke'a *

Postanowiliśmy w Cal'em pojechać do Michael'a. Bylibyśmy już na mniejscu, ale Calum jechał strasznie wolno.
- Calum, moja babcia szybciej jeździ. - odezwałem się pierwszy raz od początku drogi. Cały czas myślałem, że to już koniec. Że Kylie do mnie nie wróci. Będzie bała się, że ją skrzywdzę.
- Zamknij się. - odpowiedział. Postanowiłem już nic nie mówić. Nie dlatego, że Hood ma z tym problem, tylko dlatego, że nie mam siły, ani ochoty. Od razu po zaparkowaniu ruszyłem za szatynem.
- Przyszliśmy odwiedzić Michael'a Clifford'a. - poinformowałem pielęgniarkę znajdującą się za ladą.
- Jesteście dla niego...? - spytała.
- Ja jestem kuzynem, a to jego... Chłopak. - posłałem Calum'owi mordercze spojrzenie. Serio, na nic lepszego cię nie stać?! Uśmiechnąłem się najszerzej jak tylko potrafiłem.
- Poproszę dowody osobiste. - nie patrząc na nas odparła kobieta. Podałem jej mój i fałszywkę Calum'a. Nie mogliśmy pozwolić na rozpoznanie nazwiska brązowookiego. W końcu jest poszukiwany. Dalej śmieszy mnie to, że mimo licznych rysopisów gliny nie umieją go złapać.
- Sala numer 192. Po schodach i do końca korytarza. - powiedziała pielęgniarka i podała mi dowody. Weszliśmy na piętro.
- Czy ty do reszty zwariowałeś?! - wydarłem się na niego, gdy byliśmy już dość daleko od recepcji szpitalnej. Szkoda tylko, że nie pomyślałem, że są tu inni pracownicy.
- Sorry, takie życie... Działałem pod wpływem presji. - widziałem, że próbował brzmieć poważnie. Sęk w tym, że mu to nie wychodziło. Bawiło go to, co powiedział. Ze mną było natomiast na odwrót. W każdym razie tą sprawę przełożę na kiedy indziej. Pogadamy sobie w drodze powrotnej. Wszedłem do sali jako pierwszy. Zamurowało mnie. Czemu w tym jednym dniu wszystko w moim życiu się wali.
- O co tu chodzi? - zapytałem głośno.

_______________
Możecie mnie nienawidzić. Przepraszam, że w zeszłym tygodniu nie było rozdziału. Mój tata organizował urodziny, więc nie miałam czasu pisać. W każdym razie jestem z nowym rozdziałem! Może nie jest najlepszy, ale i tak cieszę się, że napisałam wszystko zgodnie z planem :)
Specjalna dedykacja dla Kasi i Julii - moich najukochańszych przyjaciółek <3
Każdego, kto przeczytał ten rozdział proszę o zostawienie po sobie śladu w postaci komentarza. Z każdym rozdziałem jest ich coraz mniej, przez co tracę ochotę na pisanie, bo to przestaje tracić sens.
#SheLooksSoPerfectTo100MillionViews - pamiętajmy, aby nabijać wyświetlenia.
To w sumie tyle, ilysm xx

piątek, 12 września 2014

CHAPTER 12

- ...Spotkałem się ze starym kumplem. Znamy się od podstawówki. W liceum mieszkaliśmy w jednym domu. - zacząłem wręcz tłumaczyć się Kylie. Czułem straszne poczucie winy, że muszę ją okłamywać, ale nie miałem wyjścia. Musiałem wybrać odpowiedni moment, a ten jeszcze się nie nadawał. Otrząsnąłem się i skupiłem na jeździe.

* oczami Kylie *

Czuję, że nie mówi mi całej prawdy. Przykro mi, że mój własny chłopak mi nie ufa. Nagle w aucie rozbrzmiał dzwonek mojego telefonu. Zastrzeżony.
- Halo? - spytałam powoli. Nie usłyszałam nic, oprócz dźwięku rozłączania.
- Co jest? - zapytał Luke nie odrywając wzroku od drogi.
- Nic. - odparłam obojętnie. - Pewnie pomyłka... 
- Jesteśmy na miejscu. - uśmiechnął się do mnie po zaparkowaniu blondyn i wyjął kluczyk ze stacyjki. Wysiadłam z auta i jako pierwsza weszłam do domu. Dziwne... Drzwi były otwarte.
- Luke, zamknąłeś drzwi? - krzyknęłam do chłopaka.
- Tak, czemu pytasz? - odkrzyknął i podbiegł do mnie.
- Są otwarte. - odrzekłam powoli.
- Pewnie Mike wrócił. - odparł spokojnie i pociągnął za klamkę. To, co zobaczyłam było przerażające. Obrazy na ścianach znalazły się na podłodze, kanapa została przewrócona, połamany stół znajdował się w zupełnie innej części pokoju, niż zawsze, drzwi do pokoju Lukey'a zostały wywarzone, wszystkie szafki były poprzewracane, a najróżniejsze dokumenty walały się po całym pomieszczeniu. W skrócie całe to pomieszczenie było zdemolowane, a ja nie miałam ochoty sprawdzać, co stało się w innych. Zauważyłam coś jeszcze. W rogu leżał zakrwawiony Michael. Podbiegłam do niego.
- Luke! Luke! - zaczęłam krzyczeć jak najgłośniej tylko potrafiłam. Mój chłopak znalazł się obok mnie. Z jego ust wydobył się cały szereg przekleństw. Później wyciągnął telefon z kieszeni i wybrał numer na pogotowie. Podał wszystkie dane, a ja czekałam aż skończy.
- Co to wszystko ma znaczyć?! - w końcu zadałam pytanie nieco podniesionym tonem.
- Włamanie. - odpowiedział.
- Przecież widzę! Dlaczego?
- Skąd mam to wiedzieć? - zapytał retorycznie. Wiedziałam, że wie jaki jest powód owego włamania. Czemu cały czas mnie okłamuje? Co on ma do ukrycia? Czułam się jak w jakimś głupim show, a przynajmniej chciałabym, żeby tak było. Miałam nadzieję, że zaraz ujawnią ukryte kamery i wszystko będzie w porządku, jednak wiedziałam, że to niemożliwe. Ratownicy weszli do domu i bez słowa zabrali Michael'a do karetki. Luke pojechał z nimi, a ja miałam czekać w domu na Lizzy. W tym czasie zaczęłam sprzątać wszystko, co tylko mogłam. Nie byłam w stanie na przykład podnieść sama kanapy. Oczekując przyjaciółki zdążyłam pozbierać całe potłuczone szkło i papiery. W między czasie przejrzałam kilka dokumentów. Pomyślałam, że może znajdę odpowiedź na jedno z moich najważniejszych pytań; co ukrywa przede mną Luke? To, co znalazłam jeszcze bardziej mnie zaintrygowało, a mianowicie akta policyjne Calum'a. Wiem, że było to trochę wścibskie i nie powinnam tego oglądać, ale ciekawość wygrała. Zajrzałam do środka. Aresztowany za kradzież, a teraz poszukiwany za liczne zabójstwa. ZABÓJSTWA. Z A B Ó J S T W A. Kiedy Cheryl ostrzegała mnie, że Hood jest niebezpieczny, tak naprawdę nie wzięłam tego na poważnie. Ale zaraz, zaraz... Skoro Luke o tym wie, to dlaczego pozwala mu tu mieszkać. Nic nie rozumiem. Poza tym ukrywanie tego wszystkiego... Ponad to wręcz śmieszyło mnie, że policja go szuka już od kilku lat i nie natrafili na żaden trop, tymczasem on chodzi sobie bezkarnie po ulicy. Tak nie można żyć. Za wszelką cenę muszę dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi.

~*~

Czekałam i czekałam. Właśnie wybiła 21.00, a nikogo jeszcze nie było. Podobno Lizzy wyszła na spacer, więc jak to możliwe, że jeszcze jej nie było. W końcu wstałam i zaczęłam rozglądać się po kolejnych pokojach sprawdzając co jeszcze zostało zniszczone. O dziwo prawie nic. We wszystkich pokojach nic nie zostało naruszone, poza wszelkimi szafkami. Jakby ktoś szukał jakiegoś konkretnego dokumentu. Uklęknęłam i zaczęłam szperać w papierach z pokoju Luke'a. Nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Szybko wybiegłam, bo bałam się, że to może być Calum lub Luke. Na szczęście to tylko Lizz.
- Gdzie byłaś tak długo? - zadałam pytanie przyjaciółce. 
- Spacerowałam po całym Sydney. Przypominałam sobie jak to było móc wychodzić na świeże powietrze bez żadnej głupiej kontroli. - odpowiedziała rozmarzona. Pewnie jeszcze nie wiedziała o tym wszystkim, więc rola informatorki przypadłam właśnie mnie, ale nie musiałam za dużo mówić, bo kiedy tylko Lizz spojrzała na salon, mina jej zrzedła.
- Co tu się stało? - spytała zszokowana.
- Ktoś się tu włamał... - wykrztusiłam. Po wypowiedzeniu tych słów, nagle, jakby coś sobie przypomniała. Coś strasznego. Najgorsze jest to, że jeszcze nie powiedziałam jej wszystkiego. - ...a Mikey był tu w tym czasie i go pobili. Wylądował w szpitalu...
- Nie, nie, nie. Dlaczego? To jest po prostu zły sen. Lizzy, obudź się. - zaczęła majaczyć i lekko szczypała swoją rękę przy czym mocno zaciskała powieki, jakby miało jej to w czymś pomóc.
- Nie, to nie zły sen. - szepnęłam. Dziewczyna wybiegła z domu i zatrzasnęła drzwi. Wszystko z każdą sekundą stawało się coraz dziwniejsze. Nawet jej nie goniłam. Nie widziałam w tym sensu. Po prostu przekręciłam kluczyk i wyjęłam go z drzwi. Każdy z domowników miał swój klucz, więc da sobie radę. Chciałam tylko, aby dzisiejszy dzień się skończył.

~*~

Obudziłam się stosunkowo wcześnie. Nigdy nie zdażyło mi się jeszcze obudzić samej z siebie o 7.00. Przewróciłam się na drugi bok. Lizzy nie było. Wypadłam z łóżka jak poparzona z nadzieją, że ona również wcześnie wstała, a teraz robi sobie śniadanie, ale to niestety się nie sprawdziło. Jedyną osobą jaką zauważyłam był Calum śpiący na postawionej kanapie. Drzwi do sypialni Luke'a były otwarte, co znaczy, że został na nic w szpitalu. Byłam jak w jakimś jebanym horrorze; sama w domu z mordercą. Chciałam jak najszybciej wyjść, więc pośpiesznie udałam się do łazienki. Musiałam szybko odnaleźć Lizz. Kto wie gdzie jest? Kto wie, czy nie zrobiła sobie czegoś strasznego? Wyszłam z domu przedtem zakładając jeszcze moje ulubione czarne trampki. Wchodziłam do każdego baru, sklepu, restauracji i innych budynków przeznaczonych do użytku publicznego, jednak na próżno. Obeszłam już prawie całe Sydney! Zostało jeszcze tylko kilka sklepów i jeden z tych nocnych barów czynnych od 20.00 do 9:00. Powoli otworzyłam drzwi i przejrzałam każdy kąt. Wyblakłe, żółte ściany, porysowane panele, prawie oderwany biały sufit i zniszczona do granic możliwości lada, a za nią jakaś młoda wyraźnie znudzona barmanka. W całym pomieszczeniu czuć było woń alkoholu. Ludzi nie było dużo. 4 pulchnych facetów przy stoliku w rogu, jakiś chłopak mniej więcej w moim wieku, mężczyzna, który przypominał mi pedofila i... Lizzy ze szklanką whiskey. Wydawała się ledwo przytomna. Podeszłam. Oczy jej się zamykały. 
- Lizzy... Coś ty zrobiła... - szepnęłam sama do siebie i bez wahania wyciągnęłam komórkę.
- Halo? - odezwał się Luke.
- Lukey, Lizz upiła się do granic możliwości. Proszę, przyjedź. Musisz zabrać ją do domu. 
- Gdzie jesteście? - spytał.
- W tym starym barze na Pitt Street.* - odparłam szybko.
- Ok, już jadę.

* Pitt Street - znalazłam tą ulicę na Google Maps
___________
Na początek bardzo was przepraszam, ale rozdział jest taki krótki, bo jestem chora i nie mam na nic siły :( JUŻ PONAD 7200 WYŚWIETLEŃ! 
Jestem starsznie szczęśliwa i wszystkim wam za to dziękuję <3 Tradycyjnie 8 komentarzy = następny rozdział. W tej kwestii nic się nie zmieniło.
Mam jeszcze jedną sprawę. Zaczęłam pisać nowe ff, które znajdzie się w internecie jak tylko skończę z "Pure". Potrzebuję sławnej osoby, która będzie mogła odgrywać rolę głównej bohaterki, rzecz w tym, że chciałabym, aby pasowała do Calum'a. Będę wdzięczna za każdą propozycję w komentarzach/na ask'u.

wtorek, 2 września 2014

CHAPTER 11

Bardzo proszę o przeczytanie notki!
__________
Po wypakowaniu wszystkich rzeczy wyszłam z pokoju, by oswoić się z budynkiem. Starałam się zapamiętać gdzie co jest. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że wchodząc tu zwiedziłam tylko 1/3 domu! Budynek był ogromny. Przechodząc obok łazienki spostrzegłam wcześniej nie widziane schody. Pobiegłam do góry chcąc sprawdzić co znajduje się na piętrze. Najbliżej mnie znajdował się pokój należący do któregoś z chłopaków. Wchodząc tam od razu zorientowałam się, że należy do Michael'a. Postanowiłam nie naruszać jego prywatności i od razu wyszłam. Kolejnym pomieszczeniem okazała się łazienka. Nie była duża, ale ładna i schludna. Zostały już tylko jedne drzwi. Wielkie, a nawet gigantyczne drzwi. W pierwszej chwili miałam problem z otworzeniem ich, ale w końcu sobie poradziłam. W pomieszczeniu znajdowało się mnóstwo foteli ułożonych rzędami i ustawionych w kierunku ekranu wielkością przypominającym ten w kinie.
- Łał. - jedyne słowo przychodzące mi na myśl. Powoli pokierowałam się do wyjścia i zamknęłam drzwi. Zeszłam ze schodów i szybkim krokiem poszłam do kuchni. Przy blacie stał Michael prawdopodobnie robiąc kanapki. Wyminęłam go i bez słowa zaczęłam otwierać wszystkie szafki po kolei. Schylił się i wyjął z małej szufladki torebkę herbaty, po czym bez słowa mi ją podał.
- Jesteś jasnowidzem czy coś? - zapytałam sięgając po kubek.
- Nie. Po prostu zgadywałem. - wzruszył ramionami i z tacą pełną jedzenia ruszył w stronę Calum'a. Słyszałam tylko, że mówili coś na temat maratonu zawodów BMX czy czegoś w tym stylu, a później poszli na górę. Wróciłam do mojej poprzedniej czynności.

~*~

Siedziałam na tarasie owinięta kocem. Myślałam jednocześnie o wszystkim i o niczym. Zdążyłam wypić już całą herbatę. Nagle jakby zrobiło się cieplej, a ułamek sekundy później poczułam na sobie czyjeś spojrzenie. Odwróciłam się i zauważyłam Luke'a opierającego się o framugę drzwi.
- Długo już tak stoisz? - zapytałam.
- Długo już tak siedzisz? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Nie wiem. Może godzinę... - odparłam wpatrując się tępo w przestrzeń. Była wiosna, ale na razie nie zapowiadało się na ciepłe dni.
- Jak minął dzień? - odezwał się podchodząc bliżej.
- Całkiem okey. - odpowiedziałam beznamiętnie. Zdałam sobie sprawę, że zabrzmiało to trochę chamsko mimo, że tego nie chciałam - Macie naprawdę cudowny dom. - dodałam. Hemmings złapał mnie za rękę.
- Nie jest ci zimno? Jesteś zmarznięta. - zapytał poważnie. Faktycznie, moje ręce były wręcz lodowate.
- Nie. Jest dobrze. - posłałam uśmiech w stronę chłopaka.
- Masz ochotę na jakiś dobry film? - zaproponował. 
- Bardzo chętnie. - odpowiedziałam. - Ale Calum i Michael zajmują waszą salę kinową. Oglądają BMX. Swoją drogą jak to możliwe, że macie salę kinową?! Jesteś milionerem? - chłopaka najwyraźniej rozbawiły moje słowa, bo zaczął głośno się śmiać.
- Nie, ale pasowałoby mi to. - jeszcze raz szeroko się uśmiechnął. - Jeśli chodzi o Hood'a i Clifford'a, to ich stamtąd wygonimy. - puścił do mnie oczko.
- Jestem całkowicie za. - powiedziałam i wstałam z miejsca. Podążyłam ku drzwiom, a chłopak za mną. Koc położyłam na kanapę i pobiegłam na piętro. Blondyn otworzył ciężkie drzwi do sali kinowiej. Bez słowa wziął pilot i wyłączył program.
- Co robisz? Nie widzisz, że oglądamy? Oddawaj pilot. - nakazał Michael.
- Sorry, teraz nasza kolej. - odpowiedział spokojnie Lukey i wskazał chłopakom wyjście. Od razu się poddali i pośpiesznie opuścili pomieszczenie. Czemu tak łatwo dali za wygraną? Wszystko dookoła wydawało mi się podejrzane. To pewnie wina Calum'a, któremu nie mogę ufać. Jestem prawie pewna, że to właśnie o nim mówiła Cheryl. Nim się zorientowałam, mój chłopak siedział obok mnie. Położyłam głowę na jego ramieniu.
- Co oglądamy? 
- Wybrałem Dary Anioła: Miasto Kości. Może być?
- Jasne. - odpowiedziałam i skupiłam się na zaczynającym się filmie. 

~*~

Po skończonym seansie poszłam do pokoju. 
- Gdzie byłaś? - zapytała Lizzy wertując jakąś książkę.
- Najpierw siedziałam na tarasie, a później oglądałam film z Luke'iem. A ty cały czas czytałaś? - dziewczyna przytaknęła. - Wiesz Lizz... To wasza sprawa i jeśli nie chcesz, to nie musisz odpowiadać, ale działo się coś między Cher, a Mikey'em?
- Powiedział, że wypytywał o mnie Cheryl, jako, że była moją przyjaciółką. - odpowiedziała z nutką ekscytacji w głosie.
- To słodkie. - uśmiechnęłam się szeroko.
- Też tak myślę.

~*~

Rano obudził mnie dźwięk trzaskanego szkła. Oczywiście zaraz po tym usłyszałam kilka przekleństw wypowiedzianych jakby automatycznie. Rozpoznałam głos Michael'a. Mozolnie wywlokłam się z łóżka i ubrałam pierwsze lepsze rzeczy z szafy. Później przejrzałam się w lustrze i wyszłam z pokoju. Mike sprzątał pozostałości po szklance. Podłoga cała oblepiona była jakąś cieczą, prawdopodobnie sokiem pomarańczowym. Bardzo ostrożnie pokierowałam się do łazienki, aby się przygotować. Wieczorem uznałam, że warto by było zacząć gdzieś pracować. Nie powinnam całymi dniami leżeć i nic nie robić. Na razie nie chcę nie wiadomo jakiej pracy. Wystarczy mi, że będę choćby zwykłą barmanką. Kiedy skończyłam udałam się do kuchni. Przygotowałam dwie kanapki z dżemem truskawkowym i zrobiłam sobie kakao. Zdziwiłam się, gdyż nie było nikogo poza mną i Michael'em.
- Która godzina? - spytałam.
- Już po 12.00. - odpowiedział leniwie. Co?! Jak to możliwe, że spałam tak długo?
- A gdzie wszyscy? - zadałam kolejne pytanie rozglądając się i rozglądając się na boki.
- Lizzy poszła na spacer, Calum wybrał się do jakiegoś kumpla, a Luke pojechał załatwić kilka spraw na mieście.

* oczami Luke'a *

Dzwonił Ashton. Ma jakąś pilną sprawę, jak sam powiedział. Poszedłem na miejsce umówionego spotkania; Walkstreet 19.* To mały budynek opuszczony w latach 60. Nikt poza nami tak nie chodził. Jak zwykle się spóźnił. Dobrze, że tym razem tylko 15 minut, bo nie czekałbym dłużej.
- Kup sobie zegarek. - powiedziałem, gdy tylko zauważyłem ciemną sylwetkę chłopaka wyłaniającą się zza rogu. - Czego?
- Zdecydowałeś się? Dziewczyna, albo kasa. 
- Myślisz, że się ciebie boję? - spytałem ironicznie. - Ani mi się śni.
- Jak chcesz... - rzekł podejrzanie. Oczy mu zalśniły, a prawie niezauważalny uśmiech przemknął przez jego usta. Odszedł. Najpierw powoli, a później nieco szybciej. Nie wiedziałem co chce zrobić, ale wiedziałem, że nie zostawię Kylie samej. Gdziekolwiek będzie, zawsze ktoś z nas będzie z nią. Dopilnuję tego.

~*~

Wszedłem do domu. Panowała kompletna cisza. Przyzwyczaiłem się do ciągłego hałasu, więc wydawało mi się to wręcz przerażające. Zamknąłem ostrożnie drzwi i po kolei sprawdziłem wszystkie pokoje. Nikogo nie zastałem. Z kieszeni spodni wyciągnąłem komórkę.
- Halo? - odebrał Mikey. Gdziekolwiek się znajdował, było strasznie głośno.
- Gdzie jesteś? - zapytałem.
- Gram. - odpowiedział beznamiętnie. - To coś ważnego?
- A gdzie Kylie? 
- Poszła na rozmowę o pracę.
- Daj adres. - wydałem polecenie. Chłopak posłusznie podyktował mi ulicę i się rozłączył. Ponownie wyszedłem z domu. Wolałem osobiście odebrać dziewczynę. I pomyśleć, że ten palant zawsze drze mordę, że jestem bezmyślny, a sam gra w pokera na pieniądze. Może i zgarnął już całkiem pokaźną sumkę, ale zawsze istnieje prawdopodobieństwo przegranej, a wtedy będziemy mieszkali pod mostem. Zaparkowałem auto i wszedłem do małej kawiarenki, której adres podał mi Clifford. Kilka sekund później Kylie szybkim krokiem pokierowała się do wyjścia. Na twarzy malował jej się wielki uśmiech.
- Przyjęli cię? - zapytałem. Dziewczyna rzuciła mi się na szyję.
- Tak! Co prawda, to nie jest jakaś wypasiona praca, ale zawsze coś. Bardzo się cieszę.
- Skoro ty się cieszysz, to ja też. - lekko musnąłem jej wargę. - Idziemy.
- Okey. - zgodziła się i poszliśmy do samochodu. - Gdzie byłeś cały dzień? - zapytała nagle, kiedy byliśmy już prawie przed domem.
- Załatwiałem coś na mieście.
- Coś to znaczy...?
- Ymmm... - zastanawiałem się co odpowiedzieć. 

* Walkstreet 19 - wymyśliłam tą ulicę. Nie mam zielonego pojęcia czy takowa naprawdę istnieje.
_____________
Nie wyszło tak jak chciałam. Zupełnie nie miałam pomysłu jak napisać ten rozdział. Tak czy inaczej - mam nadzieję, że nie było aż tak źle, jak myślę. Proszę was wszystkich o komentarze. Pod ostatnim rozdziale było ich mniej, niż zwykle. To tylko minutka, a ja wiem, że mam dla kogo pisać i jestem bardzo wesoła. Oczywiście nic się nie zmienia - 8 komentarzy = następny rozdział, ale i tak bardzo zależy mi, aby było ich jak najwięcej. Dziękuję wam kochani! Z dnia na dzień wyświetleń jest coraz więcej. Bardzo się cieszę z tego powodu :) Kolejny rozdział prawdopodobnie w niedzielę. Zachęcam was do wyrażania swoich opinii w komentarzach i na ask'u. Zapraszam też do zadawania pytań.
Najważniejsza informacja: #SheLooksSoPerfectTo100MillionViews. Pomóżmy chłopcom otrzymać certyfikat VEVO. Po prostu musimy włączać teledysk do SLSP. Pamiętajcie, aby odświeżać stronę, a nie odtwarzać.
Lots of love x