wtorek, 11 listopada 2014

CHAPTER 8

* oczami Kylie *
Karetka dość szybko dotarła na miejsce. Eric i Cher wsiedli, a Adison zgodziła się zawieźć mnie i Lizzy do szpitala. Podróż minęła bardzo nerwowo. Nikt z nas się nie odzywał. Miałam wrażenie, że serce zaraz mi wyskoczy. Pokierowałam spojrzenie w stronę ciemnowłosej przyjaciółki. Ciężko oddychała. Po 30 minutach dotarłyśmy na miejsce. Adison zaparkowała i pobiegła w stronę wejścia, a my za nią.
- Gdzie znajdę Cheryl Delice? - niespokojnie zapytała recepcjonistkę. Kobieta miała proste, blond włosy i niebieskie oczy. Była dość niska i szczupła. Wyglądała na jakieś 30 lat. Sprawdziła coś w komputerze.
- Sala 125. W prawo i do końca korytarza. - odparła obojętnie nawet nie spoglądając na Adison. Lizzy i ja jako pierwsze pobiegłyśmy w wyznaczoną stronę. Wpadłyśmy do sali. Przy łóżku Cher siedział lekarz wykonując jakieś badania. Cierpliwie czekałyśmy. 
- Jaki jest jej stan zdrowia? - cicho odparła Adison, gdy tylko doktor wstał.
- Ciężki. - westchnął.
- Ale wyjdzie z tego? - tym razem głos zabrała Lizz.
- Nie mam pojęcia. Straciła za dużo krwi. Szansa na przeżycie jest... - przerwał i przełknął ślinę.
- No jaka?! - krzyknęłam, nim zdążyłam ugryźć się w język.
- Jest jak jeden na milion. Przykro mi... - w jego oczach dało się wyczytać całkowitą szczerość. Raczej nie łatwo przekazywać ludziom, że bliska im osoba w tej chwili umiera. Ja jako pierwsza wybuchnęłam płaczem, Lizzy zaraz za mną, a Adison próbowała zachować zimną krew. Nagle do sali wpadł zdyszany Eric.
- Adison, musimy pilnie jechać do kliniki. - odparł, gdy już trochę unormował oddech.
- Możemy tu zostać? Chciałybyśmy się pożegnać... - zapytałam z nadzieją przez łzy.
- Niech będzie... Rano przyjedzie po was Eric. Dobranoc. - odrzekła Adison i razem z drugim opiekunem w szybkim tempie poszli do auta. Lizz i ja podeszłyśmy do łóżka przyjaciółki i usiadłyśmy na krzesłach postawionych obok. Wpatrywałyśmy się w Cheryl zajmując się swoimi myślami. Była jedną z trzech osób, którym zaufałam po śmierci mamy. Nie znałam jej długo, zaledwie jakieś dwa tygodnie, ale i tak bardzo lubiłam spędzać z nią czas i potrafiłam jej zaufać. Nawet nie zauważyłam, że było już po czwartej nad ranem, a Lizzy zasnęła. W tym samym momencie ręka Cher się ruszyła. 
- Kylie? - zapytała zachrypniętym, zmęczonym tonem.
- Tak? - kolejne łzy potoczyły się po moich policzkach z ogromnie przekrwionych już oczu.
- Uważaj. On może cię skrzywdzić. - odparła z obawą w głosie. Na monitorze obok można było zauważyć coraz słabsze bicie serca. - Bądź ostrożna. - w tym momencie na ekranie pojawiła się ciągła linia, a pomieszczenie wypełnił nieprzyjemny pisk. Dźwięk obudził Lizzy, która orientując się co się dzieje, razem ze mną popadła w histeryczny płacz. Lekarz wraz z pielęgniarką weszli do pomieszczenia i wyprowadzili nas na zewnątrz.
- Nic nie dało się zrobić. Przepraszam. - szepnął doktor. - Harriet, zaprowadź je do piątki. Niech się prześpią. - zwrócił się do pielęgniarki, a sam zawołał dwóch innych lekarzy. Kobieta gestem pokazała, że mamy udać się za nią i poszła w stronę jakiegoś pomieszczenia.
- Tutaj możecie się wyspać. - otwarła drzwi i wskazała dwa, nieduże łóżka. Przez łzy ledwo je widziałam, ale nie miało to znaczenia. Teraz chciałam ochłonąć.

* oczami Luke'a *

Rano poszedłem do pokoju Kylie. Zapukałem, ale nie dostałem odpowiedzi. Ponowiłem swoją czynność. Również nic. Pomyślałem, że może poszła już na śniadanie. Bez zastanowienia ruszyłem w kierunku stołówki. Przy stole siedział Michael. Nigdzie nie spostrzegłem Kylie, Lizzy, ani Cheryl. Podszedłem do bufetu nakładając sobie przypadkowe rzeczy i nalewając Sprite'a. Pokierowałem się do stołu i usiadłem.
- Gdzie dziewczyny? - zapytałem biorąc sporego łyka napoju. Mikey wydawał się zdesperowany. Nie odpowiadał. Ponowiłem pytanie, ale znów nie doczekałem się odpowiedzi. Postanowiłem kopnąć go lekko pod stołem.
- Cher... - urwał, jakby nie wiedział co powiedzieć. Doczekałem się odpowiedzi dopiero za kilkadziesiąt sekund - Ona nie żyje. Kylie i Lizz zostały w szpitalu na noc. - zamarłem. Miałem nadzieję, że zaraz wstanie z miejsca z wielkim uśmiechem na twarzy i wykrzyczy magiczne "żartowałem", ale się na to nie zapowiadało. Nie wiedziałem co powiedzieć. Moją głowę zaprzątały miliony myśli. Dlaczego? Jak to się stało? Czemu ona? To była pierwsza osoba poza Mikey'em, z którym tu przyjechałem, z którą się zakumplowałem. To ona słuchała moich narzekań, że nie chcę siedzieć w tej dziurze. Chciałem w tej chwili zadać Michael'owi multum pytań, ale pewnie wiedział nie wiele więcej ode mnie, więc ograniczyłem się do tych najważniejszych.
- Jak? - wydusiłem.
- Podobno wczoraj wieczorem Kylie znalazła ją skuloną w kącie z żyletką w ręku... Ledwo żyła... Eric przewiózł ją do szpitala, ale jej nie uratowali. - odrzekł przerywając co chwilę. Dopiłem Sprite'a, zjadłem pół kanapki w ekstremalnie szybkim tempie i udałem się do pokoju. Musiałem oswoić się z myślą, że jedna z niewielu bliskich mi osób, którym w pełni ufałem odeszła. Jedno pytanie nie dawało mi spokoju; czemu? Na korytarzu spotkałem Calum'a, który również wydawał się przybity. Pierwszy raz w życiu widziałem go smutnego.
- Współczuję stary. - odparł. Myślałem, że to jakiś głupi sen.
- Ty? - odparłem z niedowierzaniem.
- Wiem, że ona była twoją przyjaciółką.

* oczami Calum'a *

- Skoro dzisiaj jakiś wyjątkowy dzień wspierania znienawidzonych osób, to nie mam wyboru. Czemu wyglądasz jak 7 nieszczęść? Coś się stało? - zapytał przeczesując nerwowo włosy.
- Po prostu się nie wyspałem. - nie mogłem powiedzieć mu "Nic, twoja przyjaciółka i moja była dziewczyna wczoraj się zabiła." Nie mogłem powiedzieć też po prostu, że z powodu Cheryl, bo Luke nigdy nie dowiedział się, że byliśmy razem. Nie wiedział nawet, że ją znam, więc wydałoby mu się dziwne, że nie umiem pogodzić się ze śmiercią osoby widzianej może ze dwa razy. Boję się, że Cher zrobiła to z mojego powodu. Nie powinienem znów pojawiać się w jej życiu. 

Postanowiłem wyjrzeć na balkon. Siedziała na nim Cheryl popijając herbatę i wpatrując skę w gwiazdy. Mimowolnie uniosłem kąciki ust ku górze, ale gdy tylko znów przypomniałem sobie bolesną prawdę, mój uśmiech znikł. Zaraz miałem powiedzieć ukochanej wszystko, co dotąd ukrywałem. Uznałem, że to odpowiedni moment, że Cher musi wiedzieć na czym stoi. Nie mogłem dłużej czekać. Podszedłem do niej i usiadłem obok. Wtuliła się w mój tors. 
- Jak ci minął dzień? - zapytałem.
- Całkiem dobrze. - uśmiechnęła się kierując głowę w moją stronę. Namiętnie ją pocałowałem. Teraz najgorsze; miałem wszystko jej powiedzieć.
- Wiesz... Jest taka sprawa... - zacząłem niepewnie. - Mam świadomość, że to może być wstrząsające, ale proszę... Daj mi chociaż dokończyć. - kontynuowałem. Dziewczyna uniosła pytająco brew. Moje serce zaczęło walić, jakby chciało wyskoczyć. - Jak wiesz, przyjaźnię się z Mikey'em, Luke'iem i Ashton'em. To nie jest taka normalna przyjaźń. Wszyscy należymy do gangu... Nie raz kogoś skrzywdziłem, a nawet zabiłem. - spuściłem głowę. Wiedziałem, że Cheryl nie będzie w stanie tego ciągnąć. Jestem potworem. Dziewczyna nie odpowiedziała. Wystraszyła się i uciekła. Wyszła z domu. Nie zabrała żadnych rzeczy, po prostu wybiegła. Chwilę później widziałem ją wchodzącą do auta. To koniec.

Wszystkie wspomnienia wróciły. Zawładnęły moim mózgiem. Przed oczami cały czas widziałem ten obraz. Blondynkę uciekającą ode mnie ze strachem wymalowanym na twarzy. Kiedy się otrząsnąłem, zorientowałem się, że Luke'a już nie ma. Poszedłem do pokoju i ciężarem całego ciała padłem na łóżko. Rozebrałem buty i przykryłem się kołdrą po czubek nosa. Nie chciałem iść na jakieś pierdolone zajęcia. Chciałem być teraz sam. Chciałem móc przemyśleć wszystko; całe moje jebane życie. Do pomieszczenia wszedł Andy. Na cały głos puścił piosenkę, (jeśli w ogóle można tak to nazwać) której nie znałem. Jakiś bełkot.
- Co sądzisz o tej piosence? - zapytał nagle.
- Do dupy. Weź to wyłącz, albo załóż sobie słuchawki. - przewróciłem się na drugi bok jednocześnie odwracając się do chłopaka plecami. Przełączył na inny utwór. Z jego telefonu popłynęły pierwsze dźwięki 30 Seconds To Mars - Closer To The Edge. Nieświadomie nuciłem pod nosem. Kiedy piosenka się skończyła, Andy wyszedł i niemal w tym samym czasie dostałem nową wiadomość. Odblokowałem ekran. Napisał do mnie Ashton. Chciał, abyśmy się spotkali. Jak na razie zignorowałem jego rozkaz i zamknąłem oczy. W mojej głowie nieprzerwanie pojawiała się ta scena. Ona zmieniła wszystko. Przypomniałem sobie, że mam jakieś zajęcia, więc poszedłem korytarzem w nieznanym mi kierunku. Jeszcze nie wiedziałem gdzie co jest, więc miałem nadzieję, że spotkam kogoś, kto powie mi, w którą stronę powinienem się udać. Dostrzegłem jakąś niewysoką blondynkę. Podbiegłem do niej.
- Cześć, jestem Calum. Jestem nowy. Dzisiaj mam zajęcia z jakąś panią Adison. Mogłabyś powiedzieć mi gdzie ją znajdę? - zapytałem.
- Właśnie tam idę. Chodź ze mną. Jestem Ellie. - uśmiechnęła się niemrawo. Jak widać, też miała żałobę z powodu Cher.

* oczami Kylie *

- Dziewczyny, przyjechał po was opiekun. - rozbudziła nas pielęgniarka znana nam jako Harriet. Leniwie wyszłam spod kołdry i się przeciągnęłam. Spałam może 15 minut. Całą noc myślałam o Cheryl. Czekałam na Lizzy. Kiedy była już gotowa, pokierowałyśmy się do wyjścia. Na parkingu czekał Eric.
- Cześć dziewczyny. - westchnął. Bez słowa wsiadłyśmy do auta. Przez całą drogę nikt się nie odzywał. Wszyscy byli pochłonięci myślami. Dotarliśmy na miejsce.
- Dziękujemy za pozwolenie przenocowania w szpitalu. - odparła Lizzy i pobiegła do kliniki. W połowie drogi ją dogoniłam. Obie od razu poszłyśmy do sali, gdzie zajęcia prowadzi Adison. Zostało 10 minut. W spokoju usiadłyśmy na miejscach.
- Jak noc? - zapytałam.
- Nie umiałam spać. - odpowiedziała ponuro.
- Ja też. - odparłam równie sfrustrowanym tonem. Do sali wszedł Luke. Wędrował wzrokiem po każdym możliwym zakątku jakby czegoś szukał. Gdy mnie dostrzegł, wręcz podbiegł i mocno mnie przytulił. Oczywiście odwzajemniłam jego uścisk. Poczułam się lepiej. Potrzebowałam jego bliskości. Nie wiem ile to trwało, ale zapewne dość długo, gdyż w drzwiach stanęła Adison. Nie była sama. Znów ci faceci. Po chwili usiadła tam gdzie zawsze, a mężczyźni na krzesłach za nią.
- Kochani, po pierwsze, jak już wszyscy wiecie, Cheryl popełniła samobójstwo. Ciężko mi o tym mówić. Jej pogrzeb się nie odbędzie. Cher poza nami nie miała nikogo, a my nie mamy pieniędzy na odprawienie Mszy Świętej, załatwienie nagrobka i tak dalej. - przełknęła głośno ślinę. - Po drugie to Calum. - wskazała na poznanego wczoraj bruneta. - Jest tu nowy. Mam dla was jeszcze jedną wiadomość. Zamykamy klinikę. - odparła ciężko i spojrzała na mężczyzn. Popatrzyłam na nią z niedowierzaniem i szybko spostrzegłam, że nie tylko ja, a prawie wszyscy. - Przykro mi Calum, że dopiero co przyjechałeś, a już musisz nas opuszczać. Przepraszam wszystkich. Idźcie się pakować. Jutro po śniadaniu już nikogo tu nie będzie. - wszyscy wyszli. Wiem, że na początku byłam przeciwna mieszkaniu w tym miejscu, ale teraz wszystko się zmieniło. To ostatnie godziny spędzone z Luke'iem, Lizzy i całą resztą. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Nie chciałam ich tracić. Nie miałabym nikogo. Mój chłopak zauważył kroplę słonej wody moczącą moją twarz i otarł ją swoim kciukiem. Później mnie przytulił.
- Wszystko się ułoży. Coś wymyślimy. - szepnął i pocałował mnie w czoło. 

_______________
No i jest! 
5 TYSIĘCY WYŚWIETLEŃ!
5 TYSIĘCY WYŚWIETLEŃ!!!
5   T Y S I Ę C Y   W Y Ś W I E T L E Ń
Dziękuję wam wszystkim! Powstał rp Cal'a i Ash'a, jakbybktoś jeszcze nie wiedział. Wczoraj przyjęłam od was wyzwanie. Oblałam się butelką wody. Nagranie znajdziecie w zakładce "Challenge". Proszę was o podawanie tam, w komentarzach pomysłów na kolejne wyzwania. Bardzo was proszę o komentarze pod rozdziałem. To naprawdę motywuje. Następny rozdział - 8 komentarzy. Dodam najwcześniej w piątek.
ilysfm <3

16 komentarzy:

  1. tlenu <33333333333333333 cudowny rozdział, nie wierze, że zamykają klinike i cheryl umarła :(( czemu ty mi to robisz

    OdpowiedzUsuń
  2. cudownee *-* Cheryl [*] <3

    OdpowiedzUsuń
  3. supeer, nie moge sie doczekać następnego rozdziału ^.^ szkoda tylko że Cheryl i że zamykają wow .. :O

    OdpowiedzUsuń
  4. zabijasz :( czemu zamykają?! kiedy mikey będzie miał dziewczynę? ale cieszę, się, że tak jest, bo przynajmniej jest odmiennie i wyjątkowo

    OdpowiedzUsuń
  5. Biedna cher ;ccc czekam na natepny rozdzial

    OdpowiedzUsuń
  6. JEZUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUU! umarłam, ok..
    pisz dziewczyno następny bo ja tutaj zaczynam wariować:( <3

    OdpowiedzUsuń
  7. i co teraz? jeju..
    ja umre jak rozdział nie pojawi się w ciągu 24h rozumiesz?
    zaczynam świrować przez to. :( <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Popłakałam się :'( czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  9. kocham, kocham kocham, kocham, kocham, kocham, kocham <3
    najlepsze ff na świecie*-* <3 pisz następny prosze:(

    OdpowiedzUsuń
  10. Po prostu ubóstwiam to FF. <3 czekam na NEXT! x

    OdpowiedzUsuń
  11. O Jezu Milka chyba cię czepne. Serio.
    Dlaczego zabiłaś Cher?! Miała taką cudowną przyszłość z Andym/Calumem/Michaele :c
    Jak mogłaś? :'((
    I zamknęłaś klinikę! Jeszcze raz pytam...jak mogłaś???
    Ta retrospekcja wytłumacza, że byli gangiem, a potem się rozdzielili ;___;
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No mogłam :D Jak ja uwielbiam wkurzać ludzi. To jest moje hobby, serio.

      Usuń
  12. tylko nie to, dlaczego uśmierciłaś Cher?! ;cc jak to zamykają klinikę? JAK TO? co teraz? szybko nowy rozdział, już 15 komentarzy! ;p xx

    OdpowiedzUsuń