czwartek, 17 lipca 2014

PROLOG

* oczami Kylie *
 
Odwyk... Nie rozumiem czemu niby miałabym się tam wybrać. Przecież samookaleczanie nie jest problemem wymagającym odwiedzin kliniki. A jednak... Psycholog kazał mi zgłosić się na ten pieprzony odwyk! 

~*~
 
Byłam już spakowana. Ugh... Nadal nie rozumiałam po co mam tam iść. Zadzwoniłam po taksówkę.

~*~

- Jesteśmy na miejscu. - uśmiechnął się do mnie taksówkarz.
- Ile płacę? - zapytałam starając się ukryć zdenerwowanie. Cały czas byłam wkurzona, że muszę iść do tej debilnej kliniki. 
- Piętnaście dolarów. - dalej szczerzył się do mnie kierowca pojazdu. Dałam mu odpowiednią sumę i pośpiesznie wyszłam z taksówki. Skierowałam się prosto do wejścia. 
- Klinika odwykowa. Tak, moje więzienie... - powiedziałam sama do siebie przewracając przy tym oczami.
- Daj, pomogę ci. - odparł mężczyzna wychodzący z budynku. Wyglądał na jakieś czterdzieści lat. - Jestem opiekunem. Będę prowadził zajęcia indywidualne. Z kolei zajęcia grupowe będzie prowadziła pani Adison. Nazywam się Eric i chciałbym, abyś zwracała się do mnie po imieniu. 
- Dobrze. Ja jestem Ky... - nie zdążyłam dokończyć, bo Eric mi przerwał.
- Kylie. Wiem. - uśmiechnął się do mnie opiekun. - Chodź, zaprowadzę cię do pokoju. Zajęcia grupowe właśnie są w trakcie, ale nie musisz dzisiaj iść. Masz dzień wolny. O 14.30 w stołówce serwowany jest obiad. Znajdziesz ją od wejścia do budynku prosto i pierwsze drzwi w prawo. Kiedy zjesz, przyjdź do pani Adison. Twoi koledzy na pewno powiedzą ci gdzie ją znaleźć. - tłumaczył mi Eric. Dostałam pokój z jakąś Elizabeth. Rozejrzałam się. Nie było aż tak źle. Szczerze mówiąc byłam mile zaskoczona. Wyobrażałam sobie jakiś mały, ochydny pokoik, tymczasem mam całkiem duży, ładny pokój z łazienką. Zaczęłam się rozpakowywać.

~*~

Skończyłam około 13.00. Myślałam, że dłużej mi to zajmie. Bez zastanowienia poszłam szukać sali, w której zajęcia prowadziła pani Adison. Przyszło mi na myśl, że im wcześniej zacznę terapię, tym szybciej się stąd wydostanę. Wiem, że ten jeden dzień nie zrobi wielkiej różnicy, ale zawsze coś. Z zamyślenia wyrwał mnie upadek. Wpadłam na wysokiego blondyna.
- Strasznie cię przepraszam. - zaczęłam się tłumaczyć dlaczego na niego upadłam.
- Nowa? - zapytał krótko nie patrząc na mnie.
- Aż tak widać? - spytałam przygryzając wargę. Chłopak tylko się uśmiechnął i odszedł.

4 komentarze: