niedziela, 17 sierpnia 2014

CHAPTER 7

Weszłyśmy do sali 3 minuty przed czasem. Wszyscy siedzieli na miejscach i spokojnie rozmawiali.
- Jak randka? - zapytała Cher.
- Było magicznie. - odparłam z pełnym podekscytowaniem. Blondynka gestem pokazała mi, że mam opowiadać co się działo. - Byliśmy w wesołym miasteczku, potem na obiedzie i na romantycznym spacerze. Luke traktuje mnie jak księżniczkę. Czuję się przy nim inaczej; wyjątkowo. A jak pomiędzy tobą i Michael'em? 
- Tak jak zawsze? - odpowiedziała stawiając na końcu znak zapytania, jakby ta informacja była oczywista.
- Nie kłam. Widzę, że coś się między wami dzieje. Z resztą, nie tylko ja... - odparłam. - ...ale jeśli nie chcesz nic mówić, to to uszanuję. - dodałam i spojrzałam na Adison, która właśnie weszła.
- Cześć wszystkim. - powiedziała zdyszana. Wyglądała, jakby przebiegła maraton. - To zaczynamy zajęcia. - usiadła na dywanie pokazując, abyśmy powtórzyli jej czynność. Wszyscy zrozumieliśmy i zrobiliśmy to, co kazała opiekunka. - Dzisiejszym tematem jest strach. Badania wykazują, że większość osób z jakimkolwiek nałogiem robią to ze strachu. Każdy się czegoś boi. Przykładowo palacze w waszym wieku w większości boją się utraty "pozycji" w szkole. Ja chciałabym, żebyście teraz powiedzieli mi czego wy się boicie. Andy, ty pierwszy.
- Ja boję się igieł. - odparł charakterystycznie ponurym głosem. Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Nie wydaje mi się, żeby to był powód, dla którego wciągasz kokę. - powiedział Drake.
- Stól pysk. To daleka przeszłość. - warknął.
- Interesujące, doprawdy. - odparł sarkastycznie. - Daleką przeszłością nazywasz wczorajszy dzień? No wiesz, na spotkaniu. - Andy już do niego podszedł, ale Adison była szybsza.
- Andy, spokój. Zostaniesz tu po zajęciach. Drake, pohamuj się. - stanęła między nimi wyraźnie zmieszana. Wydawało się, że dotarła do niej prawda, której strasznie się obawiała. - Teraz Ellie.
- Ja paliłam, bo nie chciałam odstawać od reszty. Bałam się wyśmiania. - odparła, jakby nie szczególnie wstydziła się o tym mówić. Wszyscy tu tacy byli. Pewni siebie. Między innymi dlatego tu nie pasowałam, ale w głębi duszy wiedziałam, że to nie mogło mnie ominąć i dziękowałam, że tu byłam. W końcu w innym wypadku nie spotkałabym Luke'a, Lizzy i Cheryl.
- Kylie? - zapytała Adison. Gdzieś w głębi wiedziałam, że jest w niej nutka nadziei, że odpowiem szczerze. Jak widać, ona również zdawała sobie sprawę, że ja jestem "tą szarą myszką".
- Ja... Samookaleczałam się, kiedy... - przerwałam. Nie wiedziałam jak ładnie ubrać słowa. A może było to spowodowane niechęcią do odpowiedzi? - Kiedy miałam problemy. - przymknęłam oczy.
- Jakie problemy? - spytała zatroskana opiekunka.
- Z ojcem. - nie wiedziałam nawet, kiedy samotna łza zdążyła spłynąć po moim policzku. Zauważyłam ją dopiero, kiedy znajdowała się w okolicach ust. Na samą myśl o tacie robiło mi się niedobrze i jednocześnie smutno. Kiedy żyła mama byłam tak zwaną "Córeczką tatusia", a po jej śmierci... Stracił zmysły. Co wieczór upijał się do nieprzytomności, a swoją złość wyładowywał na moim bezbronnym ciele. Zamyśliłam się. Dopiero teraz spostrzegłam, że Adison dalej prowadzi zajęcia.
- ...strach nie może wami kierować. Można go pokonać. Musicie tylko skupić się na czymś przyjemnym i powinien przeminąć. - nie usłyszałam jej wypowiedzi od początku, ale wiedziałam najważniejsze. - Zajęcia dobiegają końca. Jako pierwsza losuje Lizzy. - moja przyjaciółka również wydawała się nieobecna na trwających zajęciach. Kiedy Adison wypowiedziała jej imię, Lizz wzdrygnęła się i po kilku sekundach zorientowała się o co chodzi. Powoli wstała i wyszła na środek koła.
- Michael Clifford. - odczytała po zamieszaniu karteczek z imionami. Chłopak podszedł do niej i wyszli. Cher uśmiechnęła się pod nosem. Nie wiedziałam o co chodzi w tej sytuacji, ale postanowiłam nie poruszać tego tematu. Wydawało mi się dziwne 
- Teraz Andy. - ochoczo uśmiechnęła się prowadząca. Miałam wrażenie, że to trochę dziwne zdarzenie. Lizzy losuje Michael'a, a Cheryl jest z tego zadowolona. Ich sprawa, nie będę się mieszać, ale na pewno podpytam ciemnowłosą przyjaciółkę jakie wrażenia po spotkaniu. Nie będę ukrywać, że rozważam zeswatanie ich. Im ta koncepcja raczej się nie spodoba, ale na pierwszy rzut oka widać, że nie są sobie obojętni. Z drugiej strony, moje odczucia mogą być mylne, biorąc pod uwagę częste spotkania Cheryl z Mikey'em w ostatnim czasie. 
- Kylie Parker. - przeczytał. Nie ukrywałam złości. Od samego początku go nie polubiłam. On z resztą też nie kwapił się do zakolegowania się z moją osobą. Idąc w moje ślady zdenerwował się, ale po chwili wymusił uśmiech. Sztuczniejszego jeszcze nigdy nie widziałam. Podążyłam za nim na korytarz. Taki miły... Nawet na mnie nie poczekał.
- Gdzie chcesz iść? - burknął.
- Obojętne mi to. - wzruszyłam ramionami beznamiętnie.
- To chodź gdzieś poza budynek. Najlepiej do ogrodu. Muszę zapalić. - zaproponował i nie czekając na moją odpowiedź ruszył w kierunku malutkiego ogródka. Spotkanie dłużyło się i dłużyło. Miałam wrażenie, że minął już jakiś tydzień! Chciałam jak najszybciej uwolnić się od tego pesymistycznego idioty. Gadał tylko, że życie nie ma sensu paląc przy tym "szluga", jak zwykł to nazywać. Myślałam, że oszaleję. Nie wiem jak wytrzymałam, ale na szczęście w końcu się od niego uwolniłam. Szłam w stronę gabinetu Eric'a. Tego dnia moja sesja miała być na samym początku. W pewnym momencie ramieniem zahaczył o mnie jakiś przystojny brunet o czekoladowych oczach i ciemnej karnacji.
- Przepraszam, nie chciałem. - w jego oczach widziałam szczerość i przejęcie. Rozmasowywał moje ramię w miejscu zderzenia skupiając się tylko i wyłącznie na czynności, którą właśnie wykonywał, dopóki nie cofnęłam ręki. Dopiero w tym momencie popatrzył na moją twarz. - Wow. - zaczął lustrować mnie wzrokiem. - Co taka ślicznotka robi w tej dziurze? 
- Stara się wyleczyć nałóg. Przepraszam, śpieszę się. - powiedziałam nieco speszona zaistniałą sytuacją i poszłam do gabinetu.
- Poczekaj chwilkę! - krzyknął za mną. Odwróciłam się na pięcie w jego stronę.
- Tak?
- Mogłabyś mi powiedzieć gdzie znajdę Luke'a Hemmings'a? - zapytał pełen nadziei.
- W jakiej sprawie? Teraz jest trochę zajęty, a zdaje się, że ma już współlokatora. - odparłam. Zabrzmiało to dość niemiło, chociaż nie chciałam, aby tak było.
- Nie o to chodzi. To pilne. Muszę z nim natychmiastowo porozmawiać. - zawahałam się chwilę i wyciągnęłam komórkę z kieszeni w celu sprawdzenia godziny. Byłam już spóźniona, ale nie chciałam być chamska, więc zaprowadziłam bruneta do pokoju mojego chłopaka.
- Mógłbym chociaż wiedzieć jak masz na imię? - zapytał spokojnie.
- Kylie. - odparłam krótko i treściwie nawet nie spoglądając za chłopaka, ale zorientowałam się, że to również nie było zbyt przyjazne, więc odwróciłam się do niego i zadarłam głowę. Był troszkę niższy od Luke'a, czyli jakieś 15 centymetrów.  - A ty nazywasz się...?
- Calum. - odpowiedział pogodnie.
- To tutaj. - wskazałam najbliższe drzwi. - Teraz naprawdę muszę iść. Już i tak nieźle się spóźniłam. - posłałam w jego stronę ciepły uśmiech, pomachałam i pokierowałam się do Eric'a. Zdążyłam już tylko dostrzec kątem oka, jak Calum odmachuje.

* oczami Calum'a *

Jak ja to wytrzymam?! Będę musiał udawać miłego, żeby wszyscy wokół nic sobie pomyśleli. Minęło 10 minut, a ja mam już tego po dziurki w nosie. Bez wahania wszedłem do pokoju przeznaczonego Luke'owi i - jak się domyślam - Michael'owi. Moje przypuszczenia teraz były wyłącznie oczywistością. Na jednym łóżku leżał Hemmings, a na drugim walały się skarpetki, bielizna i koszula z napisem "IDIOT". To ubranie mogło należeć tylko do jednej osoby, jaką był Mike. Szczerze? Zgadzałem się z widniejącym napisem. Clifford był idiotą, ale nieważne. Jak on może żyć w takim chlewie? Nie jestem jakąś "Perfekcyjną Pani Domu", ani żadnym maniakiem czystości, ale na to nie da się patrzeć. ANI WĄCHAĆ. Nie pałam do Luke'a sympatią nawet w najmniejszym stopniu, ale współczułem mu i niedowierzałem, że umie tu oddychać. Szybko i bez zastanowienia otworzyłem na oścież okno, po czym usiadłem przy stoliku znajdującym się obok łóżka Hemmo. Byłem pod wrażeniem wielkości pokoju. Ściągnąłem skórzaną kurtkę ukazując przy tym szarą koszulkę z logiem zespołu All Time Low i z kieszeni czarnych rurek wyciągnąłem iPhone'a bezcelowo sprawdzając moje stare wiadomości, rejestr połączeń, multimedia i wszystko co po drodze mi się nasunęło. Efekt nudy. Minęła już jakaś godzina, więc postanowiłem obudzić blondyna. Nie chce mi się już dłużej czekać. Dałem mu kuśkańca w ramię, na co gwałtownie się przebudził. Wyglądało to wręcz komicznie, więc wpadłem w histeryczny śmiech. Chłopak cierpliwie czekał, aż się uspokoję, a kiedy ta chwila nadeszła, zaczął się wydzierać.
- Już do reszty zwariowałeś?! Co ty tu do cholery robisz? 
- Też miło cię widzieć. - odparłem ironicznie, no co Hemmings odpowiedział jego charakterystycznym przewróceniem oczami. - Nic się nie zmieniłeś. - jeszcze raz się zaśmiałem czochrając mu przy tym włosy. Cofnął się.
- Nie dotykaj mnie psychopato. - wysyczał przez zęby. W jego oczach widziałem furię. Jeszcze raz parsknąłem śmiechem.
- To ty siedzisz w psycholu, ja jestem tu tylko na polecenie Ash'a. 
- Czego chcesz? - wypalił bez większego zastanowienia.
- Nie bulwersuj się. Ashton zmienił plany. Chce spotkać się tutaj. Dokładniej w ogrodzie. Ja jestem tu, żeby być na bierząco. - odparłem bez większej ekscytacji.
- Czyli ty tu teraz będziesz mieszkał?! - pokiwałem głową. - Zabijcie mnie.
- Skoro chcesz. - wyciągnąłem pistolet. To jasne, że nie chciałem do niego strzelać, ale byłem ciekawy czy się wystraszy. Nie okazywał przerażenia. Był spokojny. Niestety, ale zbyt dobrze mnie znał, więc nie mogłem trochę go postraszyć. Przynajmniej nie w ten sposób.
- Z kim mieszkasz? - zapytał obojętnie.
- Z jakimś Andy'm, a ciebie powinno to gówno obchodzić. - rzekłem i wyszedłem trzaskając drzwiami. Po drodze zgarnąłem torbę z moimi rzeczami i kurtkę położoną wcześniej na oparciu krzesła. Zauważyłem dziewczynę idącą w moją stronę. Kiedy się zbliżyła, zobaczyłem jej twarz. To niemożliwe. Nie. Nie. To nie może być ona. A jednak... Wszystkie bolesne wspomnienia wróciły. Każda przeżyta chwila w jej towarzystwie z ogromną siłą uderzyła mnie w serce.
- Cheryl? - spojrzałem z niedowierzaniem. Dziewczyna nieświadomie rozchyliła usta na mój widok. Chciałem jej dotknąć, ale kiedy się otrząsnęła, gwałtownie odskoczyła trzy kroki w tył. Przy niej cała moja złość nagromadzona latami wyparowała.
- Nie zbliżaj się. - jej głos drżał. Jej rozbiegane oczy niespokojnie szukały miejsca zaczepienia, byleby nie patrzeć na mnie. - Co ty tu robisz?
- Teraz będę tu mieszkał. - poczułem nieprzyjemne ukłucie. Ona dała mi tak wiele, a ja... A ja ją skrzywdziłem. Teraz jeszcze musi patrzeć na takiego potwora.
- Nie. Nie. Powiedz, że żartujesz. - bała się. Widziałem to w jej oczach. Pokiwałem prawie niezauważalnie głową, a Cher odbiegła. W tym momencie złość powróciła z 3 razy wzmocnioną siłą. 

* oczami Kylie *

Lizzy poprosiła mnie, żebym zaniosła Cheryl jakieś książki. Bez wahania się zgodziłam. Zapukałam do drzwi dziewczyny, ale nikt nie otworzył. Powtórzyłam czynność. Znowu nic. Postanowiłam wejść do pokoju i zamarłam. Cher ledwo przytomna leżała skulona w kącie, cięła się, a na jej policzki spływały łzy przemieszane z tuszem do rzęs. Krew kapała na podłogę. Tyle, że ona podczas cięcia skóry zazwyczaj nie czuje bólu, a teraz ledwo żyje. Ocknęłam się, a książki, które trzymałam z hukiem upadły na podłogę. Nie dbałam o to. W tamtym momencie była to najmniej istotna sprawa. Podbiegłam do blondynki i zaczęłam lekko klepać ją po policzku.
- Cheryl! Cheryl! Proszę, obudź się. Cheryl! - nawoływałam, aż sama wybuchnęłam płaczem. Szybko pobiegłam po Eric'a. Bez zaproszenia wtargnęłam to jego gabinetu, gdzie siedziała Adison i 3 wcześniej widzianych mężczyzn.
- Cher się pocięła. Straciła zbyt dużo krwi i teraz ledwo żyje! Musicie jej pomóc. - szybko powiedziałam, na co faceci spojrzeli na Adison, która była zdenerwowana tą sytuacją.
- Gdzie ona jest? - powiedział równie szybko Eric.
- W swoim pokoju. - opiekun wybiegł,  a ja za nim.

* oczami Luke'a *

Zbliżała się 20.30. Czas leciał z niezwykłą prędkością. Dalej zastanawiałem się, czy nie warto powiedzieć wszystko Michael'owi. Gdy tylko o nim pomyślałem, jak na zawołanie wpadł do pokoju jak poparzony?
- Do cholery, co tu się dzieje?! - wykrzyczał. 
- O co ci...? - nawet nie dokończyłem.
- Może o to, że przeszedł obok mnie jakby nigdy nic Calum twierdząc, że powinienem chociaż trochę ogarnąć ten pokój, bo większego syfu nie widział? - odparł ironicznie starając się opanować emocje. Westchnąłem i opowiedziałem wszystko po kolei. - Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?
- Bo nie chciałem wciągać cię do tego bagna. - rzekłem cicho. - I pomyśleć, że wszystko zaczęło się od głupiego auta...
- Jeśli ty masz kłopoty, to ja też. - poklepał mnie po ramieniu. - Razem w tym siedzimy. Ile mamy czasu na wymyślenie jakiegoś planu?
- Pół godziny. - odpowiedziałem i zamyśliłem się. Potrzebowałem czasu, aby wymyślić jakiś porządny plan. Mój pierwszy pomysł nie był specjalnie przemyślany, ale nie był też najgorszy.
- Może, gdyby Ashton próbował do mnie strzelać, wszedłbyś mi pomóc z drugiej strony? Zaatakowałbyś od tyłu. - znów zacząłem rozmyślać. - Albo przypilnowałbyś Cal'a, aby nie miał możliwości przyjścia na pomoc Ash'owi.
- Ja bym raczej wolał to pierwsze, bo skąd wiesz, czy nie znalazł sobie nowych ludzi? 
- Okey. Zostało nam... - spojrzałem na zegarek. - 25 minut. Przygotuj broń. - poleciłem. Mój kumpel zrobił to, o co poprosiłem. Kiedy wręczył mi jeden z pistoletów, podziękowałem skinieniem głowy, schowałem go do kieszeni bluzy i wyszedłem, a chłopak za mną. Postanowiłem, że broń odbezpieczę już na miejscu. Tak było zdecydowanie bezpieczniej. Doszedłem na miejsce. Mikey szedł dalej, by w razie czego być przygotowanym. Ostrożnie zamknąłem drzwi i zacząłem niespokojnie spacerować dookoła posesji. Długo go nie było, ale mogłem się tego spodziewać. Ashton zawsze się spóźniał. W końcu się doczekałem. Spostrzegłem znajomą sylwetkę przechodzącą nad płotem.
- Proszę, proszę. Pan Ashton Fletcher Nigdy Nie Nauczę Się Co To Punktualność Irwin.
- Daruj sobie. Mam inne sprawy na głowie. - powiedział.
- Czego chciałeś? - spytałem.
- Potrzebuję forsy. 
- I myślisz, że ja ci pomogę? Nie rozśmieszaj mnie. - wybuchnąłem śmiechem.
- Pamiętaj, że masz u mnie dług. - warknął.
- No... Serio stary, namęczyłeś się. - pokiwałem głową. Nie mogłem uwierzyć, że on za zwykłe podprowadzenie auta liczy na kasę.
- 500 000 dolarów. - zignorował moją uwagę. - Albo dziewczyna. - zagroził.
- W snach. - obdarowałem go morderczym spojrzeniem. Nie wiedział już co powiedzieć. Tak naprawdę nie wiedziałem czego się obawiałem. Zawsze wiedziałem, że do najmądrzejszych nie należy, ale nie sądziłem, że jest aż tak źle. Przez telefon wydawał się 100% straszniejszy. Teraz zupełnie nie umiał sobie poradzić. Dalej nie rozumiem Calum'a. Wolał wybrać tego debila, a nie nas. 
- Okey. W takim razie nie licz na litość. Obiecuję, będziesz cierpieć, a ja będę rozkoszował się każdą sekundą. - po dłuższej chwili zastanowienia odparł dość przekonującym głosem, ale nie wywarł na mnie strachu nawet w najmniejszej ilości. 
- Skończyłeś? - odparłem z nutką znudzenia w głosie. Uwielbiałem wyprowadzać go z równowagi. Teraz też mi się udało. Odszedł bez słowa.

________________
Spieprzyłam końcówkę :( Mam nadzieję, że nie jest to najgorszy rozdział, a nawet jeśli to proszę o wybaczenie. Biedna Cheryl :( Jak myślicie, dlaczego zaeragowała tak na Calum'a? Swoje propozycje piszcie w komentarzach. Liczę na waszą kreatywność. 8 komentarzy - następny rozdział (najwcześniej 20 sierpnia). Pamiętajcie, że nawet najkrótsza opinia stanowi dla mnie ogromną motywację i od razu mam banana na twarzy. Chciałam też przeprosić, że nie dodałam rozdziału wczoraj, ale blogger usunął mi zapisane rozdziały, więc musiałam pisać jeszcze raz.
Love ya! xx

15 komentarzy:

  1. cudowny <3 ja mysle ze on zabil kogos jej bliskiego

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezuu biedna Cher ;cc ja mysle ze byl z nia i ja moze bil lub zdrsdzal lub cos ;c
    Swiwtny czekam na nadtepny
    @Liwia444

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedna Cheryl :c
    Nie pomyślałabym, ze Andy to taki dupek, a Calum i Ashton to ci źli ;___;
    Ciąg dalszy facetów w czerni XD nie rozumiem dalej dlaczego oni dalej tam są.
    To co mówił Drake było strasznie chamskie.
    I potem w ogrodzie jak on palił to przynajmniej mógł udawać miłego.
    Wowowowow Milka ty zła zmieniłaś Calumka w złą postać i Asha też. Ale ktoś w końcu musiał.
    Szczerze to ten rozdział jest moim ulubionym ;D
    Nie wiem czy ten komentarz będzie miał jakikolwiek sens, ale OMG ten rozdział jest weojflnlrvn <3 i nie umiem nic bardziej sensownego napisać XD
    x

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezu cudowny *-* kocham twoje opowiadanie ♡

    OdpowiedzUsuń
  5. o bosz *.* mega <3 ja myśle że oni w przeszłości byli parą a Calum jakoś zranił Cher :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Jezu to jest takie asnjhNFJHSJnHSFBKAFKHSGRIAS
    wreszcie jest Calum *_* <3
    Podoba mi się jego dark wersja a Ashton awww tez fajnie
    Biedna Cher ;_;
    Mam nadzieję że nic jej nie będzie.
    Moim zdaniem Cher i Cal byli razem a Ashton (lub Calum choć w to nie wierzę) coś zrobił jej. I pewnie przez to się tnie.
    Czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  7. fecvfe Cher :( Ashton taki bad i Cal też, ale w sumie fajnie... wszystko wyszło idealnie, nic nie spieprzyłaś :)

    OdpowiedzUsuń
  8. CUDNY *.* DZIĘKI, ŻE CALUM I ASHTON SĄ TYMI ZŁYMI, BO ZAZWYCZAJ WSZYSTKO JEST W OPOWIADANIACH TAKIE SAME...

    OdpowiedzUsuń
  9. super (: serio współczuje cheryl i wszystkim i wgl oihsgfehouisdfgoiuh

    OdpowiedzUsuń
  10. daj szybko nexta

    OdpowiedzUsuń
  11. bosheee *_* jaram sie, serio! taki s u p e r

    OdpowiedzUsuń